Witajcie !
Opowiem i ja o swoich upadkach było ich naprawdę wiele żeby nie powiedzieć jak mawia nasz Dowódca że w k....
Ale opiszę tylko dwa pierwszy i jeden z ostatnich gdyż uważam je za najbardziej spektakularne.
Mój pierwszy upadek z konia miał miejsce na wczasach w siodle w miejscowości Kokotek pamiętam jak dzisiaj mimo iż było to ponad 20 lat temu pierwszy wyjazd w teren na dwutygodniowym obozie połowa lipca ciepełko piękna pogoda leśny dukt świergot ptaków stukot kopyt o żużlową nawierzchnie, słowem sielanka mając niespełna 9 lat była to dla mnie niesamowita chwila natura, ja na końskim grzbiecie jednym słowem poezja.
Troszkę pokłusowaliśmy odrobina galopu i przejście do stępa i spokojnie noga za nogą nasze wierzchowce człapały przez las, chwila rozluźnienia i bażant wylatujący spod nóg pierwszego wierzchowca, konie spłoszone wyrwały naprzód większość osób leżała już na ziemi większość nawet zdążyła się już podnieść i otrzepać ale nie ja!
Jak zawsze inny
ja nadal galopowałem wraz ze swoim rumakiem o imieniu jakże pasującym do tej sielanki "KNIEJA" ktoś by powiedział galop fajna sprawa też tak uważam szkoda tylko że w tamtym momencie wisiałem pod koniem z nogą w strzemieniu. Ale wreszcie moja noga wypadła ze strzemienia i koń jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki staną w miejscu jak wryty. Widać chyba przeszkadzało mu że coś mu się merda między nogami
Skończyło się na zdartych plecach u kilku odciskach podków tu i ówdzie
Nauka z tego była dla mnie taka Nawet podczas największej sielanki na końskim grzbiecie trzeba być zawsze skoncentrowanym.
Mój drugi upadek przydarzył mi się w miejscowości Czarna Dolna gdzie miałem przyjemność pracować z młodymi końmi.
Jak wiadomo młode konie zaczynające pracę pod siodłem są jeszcze bardzo wrażliwe na różne czynniki.
Więc wsiadam sobie spokojnie i pomalutku na takiego jednego skurczybyka taka malutka drobna sprężynka, więc wsiadam sobie na niego pod czujnym okiem właścicielki Pani Anny Dutki włożyłem nogę w strzemię przeniosłem ciężar ciała na nią a ten łotr w tym momencie odskoczył w bok oczywiście stwierdziłem że przełożę prawą nogę niestety w momencie przekładania nogi koń odskoczył jeszcze raz co spowodowało że przypadkiem kopnąłem go w zad i tyle mu trzeba było wyrwał do przodu a ja wpadłem na siodło zbyt mocno kontrując wodzami co wywołało efekt świecy przy okazji podbijając mi prawe oko i wyrzucając mnie na koński zad co zaowocowało wprawieniem mnie w ruch jednostajnie przyspieszony w w kierunku na wprost ku górze
Panowie cóż to był za lot poczułem się znów jak podczas pobytu w desancie
jeśli chodzi o lądowanie próbowałem przyziemić telemarkiem ale nie było mi dane być może spowodował to brak art a może po prostu zbyt duże przyciąganie ziemskie skończyło się na trocinach w nosie w oczach u uszach i w ustach gdie tylko się dało że nie wspomnę o 2 złamanych żebrach i zwichniętej ręce ale Panowie Spojrzenie Pani Ani i słowa że w jej 30 letniej pracy z końmi nie widziała jeszcze żeby ktoś tak długo leciał!
BEZCENNE
Pozdrawiam Wszystkich Serdecznie
przepraszam za przynudzanie i takie tam.