przez pulkownik » 18 sie 2006, o 09:14
GEN. BRYG. INŻ. ZYGMUNT PODHORSKI
KILKA UWAG O SZARŻY I LANCY.
Szarża jest to wielkie święto dla każdego kawalerzysty. Ale też, jak każde wielkie święto, zdarza się rzadko.
Na wstępie chcę podkreślić, że jestem zwolennikiem i wierzę w szarżę, nie chciałbym więc, żeby czytelnik źle zrozumiał to, co powiem niżej.
Zdecydowałem się napisać te kilka słów dlatego, że przyglądając się naszym ćwiczeniom na mapie, czy też z oddziałami w terenie, stwierdziłem, że obfitują one w bardzo częste decyzje wykonania szarży. W tych warunkach, stanowi ona już zjawisko codzienne. Przestaje być świętem, a staje się chlebem powszednim.
Można to tłumaczyć tym, że podczas ćwiczeń na mapie i w terenie, kule nie gwiżdżą. Z tego powodu oddziały bezkarnie podchodzą do nieprzyjaciela, a dowódca, stojący już w bezpośrednim kontakcie z nieprzyjacielem, decyduje się na szarżę, gdyż odwrót, odskoczenie od niego, wreszcie przejście do walki pieszej, w obliczu nieprzyjaciela, musiałoby narazić własny oddział na nieodwołalne straty, a co gorsze na krytykę, podczas omówienia, kierownika ćwiczeń.
Te nierealne warunki, może są powodem, że dowódca w kalkulacjach swoich ocenia, że tak, czy owak będzie miał straty. Chce przejawić swą aktywność, wobec tego wybiera - szarżę!
Tak jednak na wojnie nie bywa.
Pozwolę sobie podać, jako przykład, to, com przeszedł osobiście.
W dniu rozpoczęcia wojny światowej, zostałem zmobilizowany i jakiś czas służyłem w pułku rosyjskim, a następnie w pułku ułanów polskich (obecnie Krechowieckim). Od roku 1914 - 1918 brałem udział w szarżach konnych jedenaście razy, nota bene ani razu na kawalerię; pierwszy raz spotkałem się z nią w szarży już na wojnie polskiej. W rozmowach z wielu kolegami stwierdziłem, że rzadko który z nich mógł się pochwalić tą ilością szarż (oczywiście podczas wojny światowej).
Ponieważ biorę okres 4-letni, więc, jeżeli podzielimy ilość szarż przez lata, okaże się, że jedna przypadała na okres 4-ch miesięcy.
Gdy porównamy teraz ilość szarż podczas naszych ćwiczeń, dojdziemy do wniosku, jak to już poprzednio mówiłem, że są one zjawiskiem codziennym. Należy się przeto bardzo poważnie zastanowić, czy w szkoleniu i tolerowaniu tego zjawiska, nie przesadzamy i nie wyrządzamy poważnej krzywdy w przygotowaniu naszej kawalerii do przyszłej wojny. Powinniśmy dążyć do trzymania na wodzy naszego temperamentu przed zbytnim poniesieniem naprzód. Słowem, musimy dążyć, aby w czasie pokoju pracować kategoriami bardziej życiowymi.
Skoro dochodzimy do pewnego przekonania, że ta "wymarzona" szarża na wojnie bardzo rzadko się zdarza, ktoś może zupełnie słusznie się zapytać, poco w takim razie utrzymujemy nadal w naszej kawalerii broń, służącą wyłącznie do szarży, jaką jest lanca. Broń, która wymaga czasu na wyszkolenie i tak bardzo zawadza w marszach. Czy nie należałoby znieść jej, jak to uczyniły inne wojska?
Odpowiem na to: lanca jest nieodzowną dla naszego kawalerzysty i musi być nadal zachowana i z całym pietyzmem otoczona opieką, a nasi szwoleżerowie, ułani i strzelcy konni, starannie ćwiczeni w jej władaniu.
Dla czego? Czy może dla tradycji?
Nie tylko dla tradycji, lecz dla tego, że jest to broń nieoceniona w ręku naszego żołnierza, która, gdy nadejdzie rzadkie święto - szarża, odda takie usługi, da takie wyniki, tak natury moralnej ,jak materialnej, w postaci dotkliwych strat naniesionych wrogowi, tak bardzo uwypukli naszą przewagę nad nim, szczególniej, gdy on lanc nie będzie posiadał, że nie tylko kawalerzysta nieprzyjacielski lecz i piechur, będzie się zawsze bał tej kawalerii, która nań naciera, uzbrojona w lance.
Jestem przekonany, że każdy, kto brał udział w szarży, chętnie i z rozrzewnieniem wspomina tę broń, w swym ręku lub w ręku szarżujących za nim żołnierzy.
Przypominam sobie, że w pierwszych dniach wojny, gdy kawaleria rosyjska wyruszyła na front, wożenie lancy przypadało w udziale żołnierzowi głupiemu, sprytniejszy zawsze się od niej wykręcał. Po pierwszej jednak szarży obraz się zmienił: sprytniejszy wycyganiał lancę od głupiego, bo doceniał jej wartość.
Zaobserwowałem i ten objaw, że w szwadronach, które w początku wojny wyjechały z lancami tylko w jednym szeregu, po pierwszych walkach ukazały się one i w drugim szeregu.
Musimy sobie powiedzieć, że w przyszłej wojnie, mimo-rozwoju techniki i broni pancernej, możliwości szarży mogą się zdarzyć. Kiedy szarżować - będzie wiedział tylko-dobry kawalerzysta. Musi on wyczuć tę chwilę, którą należy w lot złapać. To wyczucie momentu, odpowiedniego-do szarży, musi być zaletą dobrego dowódcy. Dawać recepty - kiedy i jak szarżować - nie można. Nie szarżujmy przeto tak często i zawzięcie na mapie lub na ćwiczeniach, gdzie niemożliwe jest wyczucie odpowiedniej chwili, bo kule nie zabijają, i przez to nie oddają rzeczywistego obrazu pola walki.
Mimo to zachowajmy nadal wszelkie właściwości naszej broni i możliwości wykonania szarży.
Udana szarża, to wielki sukces; - nie udana, to zazwyczaj wielkie straty, rezultaty nikłe albo żadne, a co gorsze, utrata serca i wiary w dowódców.
Trzeba pamiętać przysłowie: historia kawalerii to historia jej dowódców.
Dobry dowódca musi przede wszystkim swe oddziały doprowadzić do bitwy, a nie tylko zadowolnić się manewrem; ten wielki błąd wiele kawalerii, podczas minionej wojny popełniało: manewrowały ciągle, a biły się rzadko. Kawaleria i jej dowódca musi umieć przede wszystkim wywalczyć zwycięstwo swym ogniem, na polu walki, a w odpowiednim momencie, wprawdzie rzadkim, ale stanowiącym prawdziwe święto, rzucić swój oddział do zwycięskiej szarży, druzgocących ducha i siły nieprzyjaciela.
Kawalerii nie może braknąć na polu walki w rozstrzygającej bitwie, musi ona bić ramię przy ramieniu z innymi broniami. Tylko ta kawaleria, która będzie umiała walczyć ogniem, nacierać pieszo, zwalczać i przeciwstawiać się środkom technicznym nieprzyjaciela, a w decydującym momencie będzie zdolną do szarżowania, będzie należycie doceniana i nikt nie będzie mógł twierdzić, że rola jej się zmniejszyła. Pozostanie ona zawsze tą potrzebną, a często decydującą bronią na polu bitwy.
Należy się liczyć z tym, że będzie nadzwyczaj rzadkim fakt, by mogły szarżować większe masy kawalerii, gdyż zmontowanie takich szarż wymagać będzie zbyt wiele czasu, a więc najpewniejszy czynnik jej powodzenia - zaskoczenie, odpadnie. Możliwości te mogą mieć miejsce jedynie w pościgu, szczególniej gdy współdziałać z nią będzie własna broń pancerna, lub gdy sytuacja będzie tak poważna, że dla jej uratowania należy rzucić do szarży całą kawalerię, poświęcając ją, bez względu na straty. W historii wojny mamy cały szereg podobnych przykładów: np.: szarża pułku francuskich strzelców konnych na nacierającą piechotę niemiecką, o której wspomina Dupont w swej książce "Szabla w garść" i wiele innych, a u nas 1. p. ułanów pod Krechowcami.
Jednak szarże całego pułku, a cóż dopiero wielkiej jednostki kawalerii, będą rzadkie. Częściej stosunkowo powołane do tego będą szwadrony i plutony.
Ci właśnie nasi młodsi koledzy dowódcy plutonów i szwadronów, nie mający już teraz często za sobą, doświadczenia wojny, a których liczba będzie się z roku na rok powiększać, będą mieli głos w przyszłej wojnie.
Dla nich, powinniśmy my, którym dane było być na wojnie, nie skąpić naszych doświadczeń i przeżyć bojowych. Należy im dać prawdziwe odzwierciadlenie bitew i szarż udanych i nieudanych, podkreślając powody, warunki w których one miały miejsce i jaki rezultat osiągnęły. Przedstawiając nie tylko taktyczną rozgrywkę, lecz i moralne przeżycia danego dowódcy, wreszcie szczere przyznanie się i uwypuklenie własnych błędów. Damy im w ten sposób materiał do przemyślenia, możliwości wczucia się w sytuację bojową, a dalsze pozostawiając ich krytyce i wyciągnięciu odpowiednich wniosków. Tym sposobem ułatwimy im przygotowanie się w pracy pokojowej do zagadnień i prowadzenia wojny.