przez pulkownik » 16 sie 2011, o 14:44
Nie mam i ja słów. Oto kilka cytatów z opisu naszej działalności... Niestety Panowie ... jesteśmy za słabi by cokolwiek zrobić. Są lepsi od nas i oni mają patent na wszystko.
Cytaty z opisu Komarowa :
"....Muszę też wspomnieć o oddziałach i osobach uczestniczących w
zdjęciach do filmu. Znaczącą część stanowiły oddziały Federacji Kawalerii
Ochotniczej, które generalnie górowały jakością wyszkolenia i dyscypliną
nad zbieraniną oddziałów z całej Polski. Oczywiście widoczne były
różnice w wyszkoleniu oddziałów FKO, wiele z nich musi włożyć jeszcze
dużo pracy w szkolenie, ale generalnie widać było pozytywne rezultaty
dotychczasowych starań. Reszta „towarzystwa” była mieszaniną różnego
rodzaju grup, grupek, podgrupek i pojedynczych osób zwabionych
przygodą lub pieniędzmi. Można było już z daleka wyłowić indywidua
niczym z „kmicicowej kompanii” z tą tylko różnicą, że tamci bali się
„Jędrusia” niczym śmierci, co wprowadzało jako taką dyscyplinę,
a nasza „kmicicowa kompania” bardziej przypominała pospolite ruszenie
w „kokoszej wojnie”, w najbardziej barwnym, ale też najbardziej
negatywnym wydaniu. Można było obserwować jeźdźców cwałujących
po oranicy albo dla odmiany po asfalcie. Wielu z nich nie potrzebowało
przebrania ani rekwizytów, gdyż ubrali się w to, co mieli lub znaleźli w
komórce po stryjku, a zawiesili na sobie wszelaki oręż i dobro złupione
przez nich lub przodków w przedziale prawie dwóch wieków, tak że
niejedna rekwizytornia filmowa mogła tylko pozazdrościć i marzyć, aby
zgromadzić tyle dziwów. Na szczęście od początku do końca występowali
oni w szeregach armii sowieckiej, ale czasami nawet jej nie przynosiło to
zaszczytu. (Dodawało za to kolorytu i uwiarygodniało zapisy z piosenek z
tamtego okresu, np. o oficerze jadącym z zegarem ściennym, ale było też
bardzo niebezpieczne zarówno dla jeźdźca, jak jego konia i otoczenia).
Wiele rzędów wojskowych i broni, którą można było obserwować
w polu, byłoby ozdobą niejednego muzeum, nie mogącego poszczycić się
tak bogatymi zbiorami, ale na Boga, po co to zakładać na siebie i konia.
Widziałem wiele wspaniałych oryginalnych siodeł kozackich, austriackich
i Bóg raczy wiedzieć jakich, które już z daleka trąciły molem i kornikiem, tak
że zawsze ustawialiśmy swój oddział od zawietrznej, aby to się na nas nie
przeniosło. Przeniosło się to za to na ich konie, gdyż sprzęt ten powinien
wisieć w muzeum lub domowej kolekcji, a najwyżej być założony do zdjęcia
i ewentualnego przejechania się stępem, aby operator mógł uchwycić
detale, ale nigdy już nie służyć do 13-godzinnej służby na koniu.
Obserwowaliśmy potem te biedne odbite, odparzone i obtarte
konie, które wyglądały, jakby zaliczyły całą kampanię wschodnią, piły
wodę w Dnieprze i zagrzebały własnym kopytkiem co najmniej pięciu
ułanów padłych w wyniku tej kampanii.
Fantazja wielu tych jeźdźców również nie odstawała od tej
sienkiewiczowskich bohaterów. Wielu z nich miało z nami na pieńku już
od dawna. Niestety z niektórymi spotykaliśmy się na planach różnych
rekonstrukcji czy też pokazów w czasie zawodów. Niektórzy z nich
zasłynęli tym, że w czasie inscenizacji szarż cięli szablami zarówno swoich
przeciwników jak i sojuszników. Kiedy niektórzy moi koledzy zobaczyli
tych panów, to oczy im się zaświeciły, zębami zgrzytnęli niczym Jędruś
Kmicic i tylko subordynacja trzymała ich w ryzach. Oczy wielu z nich
mówiły „pozwól”, „odwróć się i udawaj, że nie widzisz, a my wyrównamy
rachunki”, ale wytrzymali do końca, nie dając się ponieść emocjom.
A przyzwolenie na kiemliczowskie zapytanie „Ociec prać?” nie padło do
końca...."
"...Wieczorem na terenie naszego obozu odbył się
apel w szyku pieszym oddziałów Federacji Kawalerii Ochotniczej, na
którym zostały wręczone patenty oficerskie dla członków sfederowanych
oddziałów, które pozytywnie przeszły popis kawaleryjski.I tutaj moja
mała dygresja. Bardzo żałuję, że nie udało się doprowadzić do wspólnego
występowania wszystkich oddziałów wchodzących w skład FKO w czasie
wszystkich imprez tego tygodnia. Po co były dwa obozy? Brakło imprez,
spotkań, które połączyłyby nas i scaliły. Nie wykorzystaliśmy faktu, że jest
nas tak dużo, do przeprowadzenia wspólnych manewrów lub chociażby
ćwiczeń..."
"...Kolejny dzień odpoczynku. W dniu dzisiejszym ma się odbyć bieg
gońca. Nasz Szwadron ma reprezentować Andrzej Kowalczyk. Koledzy
pomagają mu dopiąć wszystko na ostatni guzik, pożyczamy kompas, gdyż
nie spodziewaliśmy się takich atrakcji terenowych, i… klapa. Okazało
się, że nasze zgłoszenie nie dotarło do organizatora i lista uczestników
została zamknięta. Mówi się trudno. Po południu część oddziałów
wyrusza w szyku konnym pod mogiłę poległych żołnierzy, którą już
wcześniej odwiedziliśmy. Mają się tam odbyć obchody rocznicy bitwy,
m. in. apel poległych. Oddział nasz .... .
Z początku wyglądało to całkiem niewinnie, zwykły rozgardiasz przed
imprezą. Niestety później w czasie uroczystości amatorszczyzna
i pospolite ruszenie wyzierały zza każdego krzaka. Nie będę tu rozwodził
się nad szczegółami, powiem tylko jedno, co mam na usprawiedliwienie
przebiegu uroczystości. Amatorszczyznę i pospolite ruszenie
usprawiedliwiała tylko szczerość intencji, spontaniczne zaangażowanie
wielu osób starających w jak najlepszy sposób uczcić bohaterów walk
sprzed 90 lat. Po skończonych uroczystościach kawalerzyści pojechali
w szyku konnym do Woli Śniatyckiej i Komarowa. Powrócili do
obozowiska już dobrze po zmroku..."
"...Rozkaz to rozkaz. Poczet sztandarowy udał się na
uroczystości, natomiast dla nas została na terenie naszego obozu
odprawiona polowa msza św. Bezpośrednio po niej dosiedliśmy
koni i udaliśmy się na miejsce uroczystości. Oddziały prezentowały
się fantazyjnie i barwnie. Co druga trójka wyposażona w lance
z powiewającymi barwnymi proporczykami w barwach pułków.
Nieopodal miejsca uroczystości stanęliśmy w szyku pułkami.
Najpierw szwoleżerowie, potem ułani i strzelcy konni. Z daleka
obserwowaliśmy przebieg uroczystości. W tym czasie, w sposób
tyle spontaniczny, co amatorski, zaczął się krystalizować scenariusz
defilady i apelu pododdziałów. Po jakimś czasie dostaliśmy polecenie
ruszenia i zajęcia miejsca frontem do mogiły i licznie zgromadzonej
ludności. Nie będę się wdawał w szczegóły, opowiem w skróciePo złożeniu meldunku przez dowódców pododdziałów oraz meldunku
mjr Zbigniewowi Makowieckiemu przez dowodzącego uroczystością
Tomka Dudka, odbyła się defilada kłusem. Następnie oddziały jak
i zgromadzona publiczność udały się na znane nam już z kręcenia filmu
miejsce w celu zorganizowania rekonstrukcji walk. Podjąłem decyzję,
iż po dotarciu na miejsce rekonstrukcji odmeldowujemy się i wracamy
do obozowiska..."