Staram się unikać patosu za wszelką cenę. Napisałem też, chyba całkiem niedawno, jakie jest mój pogląd na ocenę tej i innych bitew. Każda na swój sposób była ważna, wszędzie ginęli ludzie, wszystkim należy się szacunek i upamiętnienie. I choć przyjeżdżam od zeszłego roku do Komarowa i choć mnie urzekł nastrój tego miejsca, to nie uważam, że na miejscu jest stawianie bitwy komarowskiej na piedestale, pisanie że jest lepsza i ważniejsza niż inne, że "pielgrzymka" pod Komarów jest obowiązkiem każdego współczesnego kawalerzysty. To największa kawaleryjska bitwa, co nie oznacza, że z jakiś powodów "lepsza" niż inne. Jest wiele takich miejsc, które można odwiedzić, każdy pułk czy dywizjon ma takich "swoje".
A wątek apelu poległych poruszyłem celowo, bo mam wrażenie, że w ferworze dyskusji on często schodzi na dalszy plan. Dużo mówi się o manewrach, inscenizacji, a capstrzyk jakby trochę przy okazji. A gdyby tak odwrócić nieco proporcje w przyszłym roku? Na apel poległych udać się nie konno, a pieszo, jak to się zwykle przy takich okazjach robiło. Odczytać nazwiska poległych w bitwie, nie poprzestając na dowódcach czy nazwach pułków. Ktoś może powiedzieć - jest ich dużo, będzie długo trwało. A niech trwa. Raz na rok można postać nieco dłużej na baczność. Co roku, pod koniec kwietnia uczestniczymy w capstrzyku, przechodząc ulicami Poznania pod pomnik 15 Pułku Ułanów Poznańskich. Do wyczytania jest ponad 400 nazwisk, trwa to ok. 40 minut. No i się stoi. Dlaczego nie zrobić tego pod Komarowem?