przez Dowódca » 13 sty 2009, o 11:49
Pozwalam sobie opublikować głos w dyskusji Pana ppłk Konrada Białoszewskiego
Bardzo się cieszę, że powoli zaczynają pojawiać się wnioski z dotychczasowych rozwiązań i propozycje na tzw. zaś.
1. Myślę, że rozwiązanie wykorzystania fundacji grudziąckiej jest czymś, o czym dyskutowali co poniektórzy szwoleżerowie we Warszawie. Pozwoli to na zlikwidowanie tzw. chorych ambicji dowódczo-przywódczych, co, de facto, leżało podstaw tworzenia Federacji warszawskiej. Ponadto głównym celem spotkań takich gremiów nie może być sobie udowadnianie czegokolwiek, lecz szukanie porozumienia i kompromisów. Spotkania wódczano-stolikowe też nie mogą być treścią takich prac, mimo, że mają one na pewno większy walor estetyczny niż zwykłe prace. Ponadto musi istnieć jakiś obiektywny punkt odniesienia tak, by pewne decyzje mogły być badane dwu instancyjnie (np. przyznawanie sobie stopni kawaleryjskich i wojskowych, kwestie barw pułkowych itp. We wszystkich tych przypadkach powinno być możliwe odwołanie się do wyższej instancji). Tu oparcie się o fundację działającą na styku z MON-em na pewno da szansę na uporządkowanie tych kwestii.
2. Co do okresu wejścia w takie rozwiązanie to wskazane by było, w celu uniknięcia zamieszania, żeby środowiska, które aktualnie mają już barwy pułkowe mogły je zachować bez dokonywania jakichkolwiek weryfikacji. W wielu przypadkach zgodę na to wyrażali weterani z poszczególnych pułków i trudno by współczesnym zmieniać w sposób prosty decyzje tych weteranów.
3. Jeśli chodzi o problematykę musztry to wysoce byłoby to wskazane, aczkolwiek wiem, że wielu kawalerzystów kieruje się błędnym rozumieniem pojęcia "fantazja ułańska", co w wielu przypadkach jest rozumiane prawie jak pieniactwo. Cytując śp. gen. Michała Gutowskiego fantazja ułańska oznacza: wykonanie czegoś pozornie niemożliwego przy użyciu świetnie wyszkolonej małolicznej jednostki, często przekraczając granicę ryzyka. A to, że na salonach kawalerzyści brylowali to tylko koloryt tej fantazji a nie spanie w mundurach w stanie upojenia alkoholowego lub jeżdżenie konno na bani. To się nazywa: głupota.
4. Co do poruszania się w mundurach niekompletnych, no to mając na uwadze kwestie musztry z tego wynika wprost nie możność występowania w niekompletnym umundurowaniu, bo to w społeczeństwie, zwłaszcza od wielu lat nie znającego wojska idącego do walki, (gdzie kwestie zgodności umundurowania z regulaminem są kwestiami drugorzędnymi) budzi uśmiech politowania i niepoważne traktowanie takiej grupy. Dlatego we własnym dobrze pojętym interesie jest występowanie w sposób właściwy i w formie właściwej. Zgadzam się, że jest to bardzo kosztowne (obecnie oficer ma minimum siedem kompletów umundurowania), ale obawiam się, że pewnych elementów nie przeskoczymy. Możemy kierując się zdrowym rozsądkiem określić niezbędne minimum a wszystko powyżej tak, ale nie obligatoryjnie.
Tyle na gorąco reagując na przemyślenia ułana z Sącza. To, co powyżej też proszę traktować wyłącznie jako przemyślenia a nie narzucanie poglądów. I nie należy tego przyjmować jako opinię MON tylko moja własną.
Pozdr.
ppłk Konrad Białoszewski
[ Dodano: Wto Sty 13, 2009 5:58 pm ]
Pozwalam sobie opublikować tekst Mikołaja Reya
Witam wszystkich!
W ślad za przemyśleniami Zdziska Krzyżostaniaka postanowiłem się podzilić również moimi uwagami. Mam nadzieję, że będę miał okazje uczynić to (w rozwiniętej bardziej formule) podczas konferencji.
Uważam, że następujące sprawy wymagają pilnej uwagi i rzetelnej troski
dowództwa:
1. Wyszkolenie podstawowe pojedynczego żołnierza - ochotnika:
Niestety większość członków Stowarzyszenia ma dość ogólne, powiedziałbym, pojęcie o podstawach musztry pieszej. W szczególności dotyczy to poruszania się w szykach, zwrotów, przegrupowań, a także składania meldunków itd.
Szczególnie przykre jest gdy niedociągnięcia takie prezentowane są przez kolegów noszących mundury oficerskie. Tu dochodzi często brak umiejętności prawidłowego wydawania rozkazów, salutowania itd.
Widocznym problemem jest dość powszechny brak wyszkolenia w zakresie chwytów szablą konno i pieszo - mam na myśli dobywanie i chronienie szabli, poruszanie się z dobytą szablą, prezentowanie szabli oraz salutowanie szablą (wyłączenie oficerowie). Tutaj problem doszkolenia i regularnych ćwiczeń jest szczególnie palący, gdyż zazwyczaj właśnie na oficerów skierowana jest głównie uwaga odbierających defiladę, widzów, a także obiektywy kamer.
2. Umundurowanie
W Szwadronie Niepołomice sytuacja pod tym względem wygląda w mojej opinii bardzo dobrze, ale nie należy popadać w samo zachwyt. Na pewno poprawy wymaga ujednolicenie płaszczy, schludność wyszytych proporczyków (są to barwy Pułku !!!!), prawidłowe dopasowanie pasów, a także (wstyd czasem
mówić) - czystość butów. Musi być nawykiem każdego ułana noszenie ze sobą na występy przyborów do butów i wielokrotna kontrola ich połysku i czystości, zwłaszcza obcasów i krawędzi podeszwy po wejściu na konia.
Należy też zwrócić uwagę na oporządzenie. Uważam, że lepiej aby go nie było, niż żeby było niekompletne lub w złym stanie. Karabinki należy regularnie polerować (drewno) odpowiednimi środkami, a części metalowe replik regularnie malować, gdyż odłażąca farba z aluminiowych odlewów nie dodaje uroku broni.
Pochwy szabel MUSZA być czyste i lśniące. Wszystkie szable należy bezwzględnie wyposażyć w skórzane temblaki. Brak temblaka jest takim samym uchybieniem, jak brak ostróg czy czapki.
W tym miejscu trzeba zwrócić uwagę na zachowanie się w mundurze.
Kawalerzysta, w odróżnieniu od żołnierza Armii Czerwonej albo, niestety, LWP
- zawsze szanował mundur i nie do pomyślenia było, żeby był "rozmemłany".
Żaboty muszą być czyste i porządnie zawiązane, kołnierzyki zapięte na wszystkie guziki i wszystkie haftki. Ponieważ idealne dopasowanie mundurów w praktyce nie zawsze jest łatwe, sugeruję wykonanie imitacji żabotów z białego materiału, zapinanego wokół stójki koszuli na rzep, przypinane do koszuli spinką. Wówczas żabot nie będzie wyłaził nadmiernie, co wygląda bardzo niechlujnie. Jeżeli pododział ma postój związany z
"rozmundurowaniem"- mundury należy zdjąć i odwiesić na wieszaki. Nie wolno chodzić w białej koszuli i w rogatywce, albo w porozpinanej kurtce mundurowej i opadających spodniach, na dodatek jeszcze z papierosem w ustach. Takie obrazki niestety są dość częste i trzeba ich unikać jak ognia.
Fasonem kawalerii była elegancja zawsze i wszędzie, nawet, za przeproszeniem, w WC.
3. Wyszkolenie jeździeckie
Najtrudniejsze, i zarazem najbardziej "delikatne" zagadnienie w kontekście kawalerii ochotniczej. W praktyce każdy na ogół jest przekonany o swojej jeździeckiej omnipotencji, co nie zawsze idzie w parze z rzeczywistością.
Uwagi w tym zakresie często są przez ich adresatów traktowane jako wycieczka osobista, a prawda jest taka, że nie ma na świecie człowieka, który mógłby o sobie powiedzieć, że już tak świetnie jeździ konno, że lepiej się nie da.
Jestem gorącym zwolennikiem włączenia w obowiązkowy program szkolenia jeździeckiego w kawalerii ochotniczej systemu odznak jeździeckich PZJ i powiązania ich ze stopniami ochotniczymi. Oczywiście, stosowny program należy poszerzyć o zagadnienia z zakresu wiedzy i umiejętności ogólno-wojskowych i kawaleryjskich.
Uważam, że powinno się w o wiele większym stopniu propagować udział kawalerii ochotniczej w sporcie konnym. Mam, rzecz jasna, na myśli sport kwalifikowany. W tej chwili udział w regionalnych zawodach konnych w dyscyplinach ujeżdżenia, skoków czy WKKW jest dla każdego dostępny i relatywnie niedrogi, zwłaszcza że korzyści są nie do przecenienia.
Warto pamiętać, że ogromną zachętą dla doskonalenia umiejętności jeździeckich w Kawalerii II RP był udział w zawodach konnych, zarówno oficerów jak i podoficerów. Uczestnictwo w zawodach typu Militari było jedynie ułamkiem sportowej aktywności kawalerzystów. Wiemy o dokonaniach najsławniejszych, ale przecież w każdym garnizonie odbywały się często regionalne konkursy z udziałem cywilnych jeźdźców, których ambicją (często
niespełnioną) było dorównać kawalerzystom. Dzisiaj - pomimo że zawodów mamy chyba jeszcze więcej - na kilkudziesięcioosobowy oddział z Niepołomic startuje w zawodach regularnie dwóch oficerów. Uważam, że to nieporozumienie i czas to natychmiast zmienić.
Nie ma lepszej zachęty do doskonalenia swej umiejętności, jak również nie ma lepszej formy popularyzacji ochotniczej kawalerii, jak pokazywanie się (oczywiście skutecznie i dobrze) na zawodach.
Zdaję sobie sprawę, że wielu nie ma na to czasu ani też ich wiek nie predestynuje do podjęcia sportowego treningu, ale jest w Stowarzyszeniu dość młodzieży, część bardzo dobrze jeżdżącej, którą trzeba promować. Może warto stworzyć stosowny fundusz na ten cel...
Wiem, że gdy w roku 1986 prezentowałem prze śp. Mjr Tadeuszem Tetmajerem z 8 PU moją konną drużynę harcerską - po raz pierwszy ubraną w zdobyte właśnie mundury kawaleryjskie - jego riposta była następująca: doskonale kolego, świetnie wyglądają, ale czy będziecie trenować do zawodów? Kiedy zobaczę Was na parkurze w tych mundurach? Podobne zdanie miał śp. rotmistrz Żelewski, a także śp. Rotmistrz Kornel Krzeczunowicz, któremu również miałem zaszczyt prezentować nasz skromny oddziałek. Wtedy były troszkę inne czasy - a nam się udawało, teraz naprawdę jest łatwiej, tylko trzeba chcieć i mieć taki plan działania!
Dla mnie niepojęte jest, że pomimo organizacji w naszym regionie kilkakrotnie w ciągu roku zawodów WKKW (w tym rangi MP Studentów i MP Amatorów - a więc dla nierejestrowanych) - ani jeden (słownie: ZERO) kawalerzysta z innych, niż Bolęcin i Toporzysko formacji, w nich nie uczestniczył. Przecież WKKW to najbardziej kawaleryjska z wszystkich dyscyplin olimpijskich !!!
Są to trzy najbardziej dla mnie oczywiste kwestie, wiążące się bezpośrednio z naszym środowiskiem. Oczywiście, problemów jest znacznie więcej i z pewnością trzeba również rozwiązać inne problemy, jak rzędy końskie (a raczej regulamin ich troczenia i pakowania), musztra konna itd.
CZOŁEM !
rtm kaw.ochotn. Mikołaj Rey