Ogier „VIWAT” urodził się w ……………….. Stadninie Strzelce Opolskie. Jest on efektem przyjętych założeń hodowlanych polegających na kryciu śląskich klaczy oldenburskimi ogierami. Ojcem Wiwata był oldenburski ogier o nieco ekstrawaganckim imieniu „Palant”, który pomimo tego stworzył bardzo cenioną linię śląskich koni. Wiwat został zakupiony jako remont do Stada Ogierów Skarbu Państwa w Klikowej gdzie robił karierę jako koń zaprzęgowy. Jego główną specjalnością było wożenie różnego rodzaju dygnitarzy, którzy akurat odwiedzali Stado. Ze względu na swoją prezencję i charakter został sprzedany do Muzeum Powozów w Łańcucie gdzie jednak nigdy nie trafił. Przed wyjazdem do Łańcuta miał bowiem wykonać jeszcze jedną misję do wykonia, a mianowicie przewieź ówczesnego Ministra Rolnictwa kuligiem po puszczy niepołomickiej. Przy tej okazji się poznaliśmy. Jak zobaczyłem tego konia kazałem od razu wyprządz go z sań i wprowadzić do boksu, w którym rezyduje do dnia dzisiejszego. Reszta polegała już tylko na załatwieniu mniej lub bardziej skomplikowanych formalności i problemów, które przecież po to są aby je rozwiązywać.
Często właściciele konia są przekonani o tym, że ich koń jest wyjątkowy. W przypadku ogiera VIWAT jest to przekonanie prawie, że powszechne występujące u wszystkich, którzy kiedykolwiek mieli z nim kontakt. Decydują o tym przede wszystkim jego cechy charakteru oraz niebanalna uroda. Ten koń po prostu przyciąga uwagę wszystkich i potrafi się pokazać. Na każdej defiladzie i paradzie potrafi zachować się niemal jak modelka na wybiegu i to przede wszystkim zadecydowało o jego karierze w kawalerii. Uwielbia muzykę, której dźwięki czynią z niego zawsze pierwszoplanowego aktora.
Z czasem okazało się również, że jest to koń, który potrafi nie tylko się pokazać, ale również jest idealnym partnerem w kawaleryjskich zawodach i musztrze. Niemal jak koń, którego Kmicic oferował Bogusławowi Radziwiłłowi nigdy nie wyłamał szeregu. Nie uciekł od pozornika w konkursach władania białą bronią. Sam reguluje sobie odległości pomagając w ten sposób jeźdźcowi. Jego nienaganna prezencja, piękny ruch dobra reakcja na pomoce predestynują go również do konkursów ujeżdżenia. Gorzej wygląda sprawa skoków, do tej dyscypliny jest po prostu za ciężki. Wysokość 90 cm jest dla niego zawrotną wysokością, chociaż jak potrzeba i jest taka fantazja to potrafi przeskoczyć w pełnym oporządzeniu metrowy mur.
Wiwat jest jednak przede wszystkim idealnym koniem do przejażdżek w teren. Nigdy niczego się nie spłoszył. Ma własny rozum i nie daje sobie robić krzywdy zbyt intensywnym galopem, nie ponosi i idzie sobie po prostu własnym tempem. Jego prawdziwe zalety pokazują się dopiero wtedy kiedy trzeba pokonać przeszkodę, której boją się inne konie. Nieraz w trakcie wędrówek po bieszczadzkich bezdrożach i lasach uratował całą kawalkadę przed koniecznością robienia wielokilometrowych objazdów znajdując przejście przez bagnisty strumień czy rzeczkę w miejscach, które wydawały się być niedostępne. Pomimo swojego wieku – ma już ukończone 15 lat nadal startuje w rajdach długodystansowych pokonując dystans nawet, tak jak miało to miejsce w ubiegłym roku w miesiącu lipcu przy temperaturze przekraczającej 300 C w ciągu jednego dnia dystans 70 km dźwigając przy tym jeźdźca, którego waga wraz oporządzeniem sięgała bez mała 120 kg. Na drugi dzień jak gdyby nigdy nic mógł wystąpić w pokazach musztry paradnej i władania białą bronią.
Wiwat jest ponadto cenionym w regionie i cieszącym się dużym wzięciem śląskim reproduktorem wpisanym do księgi głównej. W żaden sposób nie wpływa to jednak negatywnie na jego psychikę. Nieraz wskazywany był jako przykład ogiera o wyjątkowo zrównoważonej psychice. O jego cechach charakteru najlepiej świadczy fakt, że prowadzone były na nim zajęcia z hipoterapii i jeździły na nim samodzielnie bez pomocy instruktora osoby niewidome. W trakcie różnego rodzaju imprez masowych jest zawsze oblegany przez dzieci i nie boje się wsadzać na siodło nieraz nawet bardzo małe dzieci, które nigdy do tej pory nie miały kontaktu z końmi.
Wiwatowi jak do tej pory zawsze służyło zdrowie. Przy takich koniach jak Wiwat populacja lekarzy weterynarii byłaby raczej dość ubogą grupą zawodową. Sam nie pamiętam kiedy ten koń chorował. Przez okres 10 lat kiedy jesteśmy razem raz tylko zakulał i to w wyniku kopnięcia przez innego konia. W przypadku Wiwata powiedzenie „Końskie zdrowie” jest jak najbardziej aktualne.
Wstawiam na Prośbę Dowódcy
Plutonowy