Na podstawie książki Stanisława Radomyskiego
W okresie międzywojennym sprawy honorowe, będące następstwem różnych waśni, zatargów czy też nieporozumień towarzyskich, były zjawiskiem powszechnym, zarówno w życiu cywilnym, jak i wśród oficerów innych broni. A jednak pojedynki, jako najbardziej skrajny sposób ich rozwiązywania, były stosunkowo częstym zjawiskiem.
Oficerów obowiązywała obrona honoru własnego oraz czci kobiety i zmazanie zniewagi.
Znany był przypadek, że żona jednego z rotmistrzów, orientująca się w pojedynkowych regułach, poklepana w pośladki przez oficera, kolegę jej męża, uderzyła go w twarz. Nie dlatego, że poczuła się obrażona czy też, że zabolało ją, lecz dla „wyrównania” rachunku. Gdyby tego nie zrobiła, jej mąż musiałby, zgodnie z artykułem 24 pkt.2 Kodeksu Honorowego Boziewicza, zareagować czynnie w obronie jej czci i wyzwać swojego kolegę na pojedynek!
Pojedynki w wojsku były zakazane. Oficerski Sąd Honorowy mógł wystąpić do Ministra Spraw Wojskowych o usuniecie oficera z armii za brak jego reakcji na naruszenie honoru. Kara sądowa (za pojedynkowanie się) byłą mniej znacząca niż niż kara wydalenia z korpusu oficerskiego i nieuwłaczająca honorowi.
Wielu wyższych dowódców tolerowało tę sprzeczność.
Przeprowadzenie pojedynku pomiędzy oficerami wymagało odpowiedniego zezwolenia od dowódcy dywizji czy brygady.
Ale wobec ograniczenia w wydawaniu zezwoleń, pojedynki w wojsku odbywały się po cichu, w tajemnicy. Dopiero wtedy sprawa nabierała rozgłosu i reagowały władze wojskowe, gdy w wyniku pojedynku poszkodowany trafiał do szpital, albo został zabity.
Powodem pojedynków pomiędzy kawalerzystami były przeważnie konie i kobiety. Choć nie tylko.
Kawalerzyści walczyli ze sobą przeważnie na szable. A więc broń, z którą nie rozstawali się prawie nigdy. Przy czym, ambicja każdego kawalerzysty było… trwałe oszpecenie przeciwnika. A więc odcięcie mu ostrzem szabli kawałka ucha, nosa czy tez ciecie policzka, pozostawiające trwałą bliznę na jego twarzy. Zadanie przeciwnikowi takich właśnie obrażeń było nie lada sztuką. A ci, którym udało się tego dokonać, chełpili się swoim sukcesem.
Wojskowy Kodeks Karny przewidywał do „pojedynkowiczów” oraz dla ich zastępców (sekundantów) honorową karę twierdzy.
Do rozpatrywania i załatwiania różnego rodzaju zatargów honorowych, a także naruszających godność oficerów, powoływano Oficerskie Sądy Honorowe. Sądy te mogły wystąpić do właściwego dowódcy o wymierzenie kary nagany, surowej nagany, aresztu domowego do 20 dni, obostrzonego aresztu domowego do 21 dni bądź nawet wykluczenia z wojska. Naturalnie w tym ostatnim przypadku orzeczenie sądu, skierowane do Ministra Spraw Wojskowych, podlegało zatwierdzeniu przez Prezydenta RP.
Nawiązując do tego zwyczaju należałoby wspomnieć, że najwytrawniejszym pojedynkowiczem na szable i specjalistą w obcinaniu uszu swoim przeciwnikom, był z pewnością gen. broni Stanisław Szeptycki (1867 – 1940). Znany był również jako zabijaka w pojedynkach na pistolety. Jego największym sukcesem w tej dziedzinie było w roku 1925, w głośnym pojedynku na szable, pozbawienie ucha swojego przeciwnika, redaktora Wojciecha Stpiczyńskiego, też dobrego harcownika w pojedynkach, choć nie kawalerzysty.
Gen. Szeptycki pojedynkował się m.in. z płk Bogusławem Miedzińskim, z gen. Władysławem Sikorski i z ministrem Aleksandrem Skrzyńskim. Pojedynkować się miał z Marszałkiem Józefem Piłsudskim, ale ostatecznie do tego spotkania nie doszło.