Kłuszyn…
4 lipca 1610 rok… Mija właśnie 500 lat – praktycznie w cieniu Grunwaldu, bo to przecież lat 600.
Dlaczego o nim chciałbym wspomnieć?
Nie dlatego, że dla Polaków otworzył „drogę na Moskwę” – troszkę z innego powodu.
Polskie wojsko miało świetnego dowódcę – był nim hetman Żółkiewski.
Do walki z Szujskim ruszył 3 lipca – a 4, nad ranem stanęło wojsko polskie do walki…
Więc – wspominam o Kłuszynie dlatego, iż była tam po prostu potęga naszej konnicy
Było 5556 husarzy…
Było 679 pancernych..
Było 279 petryhorców..
Dość dokładne dane:-)
Oczywiście było i trochę piechoty, działa („całe 2 sztuki)
Zapewne dokładniejsze znajdą zainteresowani w Internecie, choćby w „Wiki”
Wystarczy „wystukać” w wyszukiwarce – moje „wywody” byłyby tylko jeszcze jena kopią i być może po części plagiatem artykułów na temat Kłuszyna.
Tak czy inaczej była to jedna z największych, trochę przemilczanych w minionych czasach bitwa polskiej jazdy…
Tylko tak naprawdę w imię czego?
Bogactwa, władzy?
Bogactwa zdobyto ogromne pod Kłuszynem.
Władza?
No cóż – byliśmy w Moskwie..
Niezbyt długo – ale byliśmy.
Jak to się skończyło?
Ot – długo by można o tym prawić, z różnym efektem dla dyskusji…
Głowę dało (różnie podają źródła) około 15 000 Rosjan i 2 000 cudzoziemców.
Potężne straty – czy nie zbyt potężne?
Polskie wojsko straciło kilkuset zabitych, w tym około 100 husarzy.
Cóż – jak dla mnie wygląda to na zwykła rzeź….
W imię czego?
Straszne, krwawe czasy...
Właśnie dziś mija 500 lat od tej bitwy…
500 lat od chwały i zwycięstwa oręża polskiego na rosyjskim…
Cóż – nadszedł potem, po 2 latach rok 1612.
Jesienią rozpoczęło się powstanie przeciwko najeźdźcom – Polakom…
7 listopada 1612 roku opuściliśmy Moskwę….
Czy te dwa lata warte były aż tylu ofiar ludzkich?