W piątek miałem okazję obejrzeć premierowy pokaz filmu "Rok 1612" z Michałem Żebrowskim w jednej z głównych ról. O filmie mówiło się że jest wybitnie antypolski, chciałem więc zobaczyć jak "towarzysze radzieccy" podeszli do tematu. Spodziewałem się wspaniałych scen batalistycznych, w których oczywiście mieliśmy przegrać, itd. Tak, czy inaczej, najbardziej chodziło mi właśnie o kontekst militarny, a nie o polityczny. Bo to że nasi jako jedyni Moskwę zdobyli to wiemy. To że się w niej niezbyt popisali taktem i umiarem to też, więc nie dziwne, że ich stamtąd wyproszono. Wracając jednakże do filmu...
Jeżeli macie jakiś inny pomysł, jak spędzić 3 godziny i na co wydać 30 zł, to właśnie na to wydajcie. Na "Rok 1612" w mojej opinii nie ma po co iść. Film jest nudny, okraszony jakimiś fantastycznymi wątkami białego jednorożca (coś a'la Hearn w Robin Hoodzie, ale daleko mu do niego), ma dziwnie posklejaną fabułę, a do tego... no właśnie... wątki batalistyczne... Jest oczywiście polska husaria... Tyle, że jeździ a nawet chodzi non stop z przypiętymi skrzydłami, nota bene w jakimś dziwnym kształcie. Husarze pięknie anglezują podczas jazdy i prowadzą konie na sportowych ogłowiach i oliwkowych wędzidłach. Śmiechu było co niemiara, kiedy pojawiali się na ekranie.
Film mnie bardzo rozczarował. Nie widać w nim nawet tej zapowiadanej antypolskości. Leje się sporo krwi i to w dość obrazowy sposób, widać urwane głowy, itp. ale całość sprawia wrażenie raczej jakiejś baśni, niż filmu opartego na wątkach historycznych. Jeśli Rosjanie chcieli nakręcić coś na kształt naszej Trylogii, to muszą ją jeszcze kilka razy obejrzeć, bo póki co im nie wychodzi.