Będąc w Afganistanie ważniejsze było dla mnie wyszkolenie żołnierza, który do działa załadował pocisk, a nie tradycje w waszym wydaniu. Moi żołnierze mają znać swoje tradycje i je kultywować ale to nie oznacza że przesiądziemy się na konie bo do baku nie będzie co wlać by jechać na poligon
Jeszcze taka dygresja, czy nie uważasz, że po tym jak żołnierz pozna własny sprzęt, należy go zapoznać, właśnie w kontekście Afganistanu, z innymi, może starszymi typami broni, metodami walki, transportu może czasami trzebaby np wrócić do koni i juków, nauczyć się obsługi LeeEnfielda.
Wiesz, ja jestem inżynierem budownictwa, ale podstawą wiedzy praktycznej, którą przekazuję majstrom jest "Regulamin saperski. Podstawowe wiadomości techniczne" z 1934 roku, żeby umieli sobie poradzić w każdych warunkach najprymitywniejszymi narzędziami i metodami, gdy środki techniczne zawiodą. Najpierw widzę uśmieszki, ale potem nawet nieświadomie stosują metody tam zawarte.
A po paru latach mam telefon: słuchaj mam taki nietypowy problem techniczny, ty się interesujesz takimi tam starodawnymi rzeczami, może coś doradzisz.
Stawiając się w Twojej sytuacji zadałbym pytanie co czeka tam Mnie i moich żołnierzy. Będziemy siedzieć w bazie i robić za strzelnicę, jeździć na patrole Goździkami. Przecież to jest konflikt asymetryczny, a po prostu akcja przeciwpartyzancka. Czyli najważniejszy jest wywiad, rozpoznanie i taktyka małych dobrze uzbrojonych, mobilnych grup.
A teren? góry, góry i jeszcze większe k... góry i bezdroża. Czym ja mam te armaty targać. Właśnie, jakie armaty, a może moździerze, ZU 23, albo działo bezodrzutowe, ch... że nie mamy dział górskich.
Po drodze przeciągnę je Hummerem, może Rosomakiem, a jak skończy się droga, śmigłowca nie dadza, bo drogi i te cholerne procedury. A niech to jasna ch...
Ale
jestem artylerzystą konnym, czyli kawalerzystą z armatami. Fason i tradycja zobowiązuje, więc może ....koń.
O transport w górach zapytam kolegę podchalańczyka, ...a i są tacy śmieszni faceci, co się przebierają w Gebirgsjaeger ( to ci -rekonstruktorzy !) no i jeszcze śmieszniejsi ci, co ich widziałem w Poznaniu na defiladzie, no ci na koniach- czytam te ich forum, może mają jakiś ciekawy pomysł.
Ano mają ! Instrukcję taborową, regulamin kawalerii- pluton ckm na jukach, co który koń ma na sobie, jak to jest stroczone, jak się roztracza, co robi obsługa, taktyka użycia i jeszcze inne fajne rzeczy. A ci Gebirgsjąeger też mają, tylko po niemiecku albo rosyjsku i na dodatek z 1944 roku.
Przeczytałem, a na ile podzespołów rozkłada się ZU? teraz zamienię słowo koń juczny może na motocykl, albo jeszcze lepiej quad, zapakuję armatę na 3 quady (zupełnie jak w tym regulaminie kawalerii) to dojadę jeszcze wyżej, a potem ... na własnym grzbiecie, ach jakżeby się przydał jakiś zwierzak.
Tak bym sobie myślał, może stwierdzisz, pie... od rzeczy, a może jest w tym trochę racji, na pewno nie zaszkodzi zapytać.
Parę tygodni temu z pewnym kapitanem -pancerniakiem doszliśmy prawie do jednego wniosku: taktyka małych oddziałów nie zmieniła się od wielu lat. Poróżniliśmy się tylko o to, że ja twierdziłem -od 100, a on że co najmniej od 300.
[ Dodano: Pią Paź 23, 2009 2:08 pm ]Dziadek Władek napisał(a):Ale - tak z ciekawości zapytam - kto z piszących może powiedzieć, że BYŁ w wojsku?
Że zna go tak trochę "od podszewki" - nie tylko z przekazów, filmów, książek...
Nie tylko z czasów studenckich (bo i tacy zapewne się znajdą).
Że dowodził prawdziwą drużyną, plutonem... Że gonił po polu i wypocił się trochę jako żołnierz ?
Że słuchał prawdziwych rozkazów?
Rekonstrukcyjny pot - to jedno, a prawdziwy żołnierski - to drugie.
Miałem iść na WAT, ale poszedłem na politechnikę.
Dziś tego trochę żałuję, bo byłbym już emerytem, a nie z perspektywą jeszcze 22 lat "ostfrontu", ale przynajmniej mam hobby
.
Trupów i rannych widziałem na pewno więcej niż niejeden żołnierz, przelicytowaliby mnie tylko ratownicy medyczni, strażacy i policjanci z drogówki.
Poligonu mam 300 dni w roku. Codziennie mam do czynienia z ciężkim sprzętem, pijaństwem, chamstwem, i ludzką głupotą. Codziennie muszę wykonywać polecenia-rozkazy przełożonych, wysłuchać opr, a potem wydawać je podwładnym, jak trzeba to ich opr. Rozkazy jak rozkazy, czasem tak niedorzeczne, że się muszę potem "resetować", albo inaczej odreagować- na szczęście mam hobby
Zawsze jestem winowajcą klęski, a do pochwał i orderów są inni, co uzywają więcej wazeliny.
Nie dowodziłem drużyną ani plutonem, ale czasem miałem 500 podwładnych- tyle chyba liczy batalion
Nie byłem w wojsku, a codziennie chodzę w hełmie i granatowym "mundurku".
Na szczęście mam hobby
A jak jest w wojsku?