Kornel Makuszyński znany jest przede wszystkim jako autor ponadczasowego, kultowego wręcz bestseleru dla dzieci „Przygody Koziołka Matołka”. Wiedzą w Polsce o tym wszyscy od co najmniej trzech pokoleń. Właśnie mocą literackiego talentu Makuszyńskiego Pacanów wszedł na stałe do literatury dziecięcej, chociaż i tak jeszcze sporej grupie naszego społeczeństwa kojarzy się jako fikcja literacka. Ale jedynie nieliczni najstarsi pamiętają, ze w literackim dorobku pisarza znajduje się też wiele wierszy o tematyce żołnierskiej, pisanych w latach 1918 – 1921, szczególnie podczas wojny bolszewickiej, ku pokrzepieniu żołnierskich serc. Najbardziej znana jest pieśń – „Ej dziewczyno, ej niebogo”, do której melodię napisał Stanisław Niewiadomski. Myślę, że znają ją wszyscy współcześni kawalerzyści. Kiedy w 1998 roku Szkoła Podstawowa im. Kornela Makuszyńskiego w Pacanowie, w której uczę od 25 lat organizowała Zjazd Kornelowców (szkół z całej Polski noszących imię pisarza) anonimowy darczyńca ofiarował dla szkoły kserokopię zbioru poezji Makuszyńskiego wydanego bodajże w 1920 roku. Udało mi się odnaleźć kserokopie dwóch wierszy, które chciałbym zaprezentować na łamach Forum.
Jak Pan Bóg na bitwę patrzył
Rzecze Pan Bóg, co na złotym swoim siedzi tronie:
Czy to lecą gdzie tabunem jakie straszne konie?
Czy z obroży się urwała burza wichrem wściekła?
Czy z pod straży się wyrwały wszystkie diabły z piekła?
Spojrzyj na dół święty Piotrze, bo mi od tej jazdy
Księżyc zadrżał i z błękitu wypadają gwiazdy!
Patrzy Pieter poprzez szpary w chmurach, jak w przetaku:
To żołnierze polscy pędem idą do ataku!
Żadna burza ich nie dogna na ognistym koniu,
Śmierć daleko poza nimi człapie gdzieś na błoniu.
W dłoniach błyskawice niosą, żar im w oczach lata …
Dobrze, drodzy chłopcy moi! Wal go, bij psubrata!
Nie przystoją, – Pan Bóg rzecze, – takie w niebie krzyki,
I bez tego tam im radę dadzą żołnierzyki.
Ale trzeba, święty Pietrze, rozkaz wydać z góry:
Jeśli upał, niech im słońce wnet zakryją chmury,
Jeśli deszcz jest, to niech zaraz słońce im zaświeci,
By wygodę miały wszelką me najmilsze dzieci!
Panie Boże miłosierny! I fatygi szkoda!
Czy żar leci z niebios stropu, czy strugami woda,
Im to zawsze wszystko jedno, jak dawnemi laty,
Byle naprzód! – takie to już najmilsze warjaty!
Gdy potrzeba, w piekła nawet pójdą żar czerwony,
Diabłów spiorą i przywleką wszystkich za ogony.
Tedy rozkaz, – Pan Bóg rzecze, – niech ich śmierć unika,
Bez rozkazu mego niechaj nie tknie żołnierzyka.
Niechaj mi się moi chłopcy wciąż chowają zdrowo,
I budują z całej mocy swą ojczyznę nową.
Niechaj śmierć się w rowie prześpi do bitwy ostatka,
Aby w Polsce żadna siwa nie płakała matka!
Panie Boże! Śmierć się zdala na swej szkapie wierci,
Więcej ona ich się boi, niźli oni śmierci.
Bo gdy kiedy nieproszona, zabłąka się w gości,
To jej tylko pośród śmiechu, porachują kości.
A gdy kosą w łab ugodzi ze zasadzki w rowie,
Kosę tylko se wyszczerbi na żołnierskiej głowie.
Po zwycięstwie Cię wysławią, Wielki Panie Boże,
Za Twą sprawą nic się w bitwie srogiej stać nie może.
Święty Michał na niebiańskie woła oficery:
Diabli to są nie żołnierze: same bohatery!
A z obłoków całem sercem słucha Panna Święta,
Jak tam w Polsce wszystkie dzisiaj modlą się dziewczęta.
Tedy rozkaz, – Pan Bóg rzecze, – chłopcy uczcić szare,
Niech niebiescy im trębacze zagrają fanfarę,
Gwiazdy na nich niech dziś padną, jak ordery złote,
Sto na każdy pułk ułański, dwieście na piechotę,
A do Polski, gdy skrwawione przyniosą rabaty,
Niech im serca ludzie rzucą, jak ogniste kwiaty!
[ Dodano: Sro Paź 04, 2006 10:29 pm ]
Pozwalam soboe zaprezentować kolejny wiersz Kornela Makuszyńskiego z lat 1918 - 21
O żołnierzu, wielkim panu!
Największy pan na ziemi,
Jest sobie polski żołnierz!
Wężami srebrzystemi
Przystroił sobie kołnierz.
Sznurkami buty wiąże,
A dumny jakby książę,
Na portkach ma przetaki,
A wielki, jak król jaki!
Gdy idzie poprzez łąki,
Śpiewają mu skowronki,
Gdy w las zabiegnie dziki,
Śpiewają mu słowiki.
Gdy urlop ma na święta,
Śpiewają mu dziewczęta,
Gdy legnie gdzie na miedzy,
Śpiewają mu koledzy.
A słońce gdy oświeci,
Żołnierskie swoje dzieci,
Pan wielki od piechoty
Wnet bagnet ma jak złoty,
Guziki brylantowe,
Wyłogi purpurowe,
Na grzbiecie zaś atłasy,
W słoneczne, złote pasy.
Ma złote dobre serce,
Dziewczęce łzy w manierce,
Pałacu mu nie trzeba,
Gdy widzi trochę nieba.
Gdy bardzo jest zmęczony,
Pod ziemią ma salony,
Lub nocleg gdzie wyprosi
Przy boku panny Zosi.
Sam sułtan gdzieś w haremie,
Przy stu panienkach drzemie,
A żołnierz na ożenek
Aż tysiąc ma panienek,
A każda cicho szlocha,
I bardzo mocno kocha,
I życzy se4cem całem,
By został generałem.
Choć leci kul ulewa,
Pan żołnierz sobie śpiewa,
A śmierć gdy spotka w ścisku,
To spierze ją po pysku,
Na boje idzie krwawe,
Po radość i po sławę,
Bo Polska zapamięta,
Najdroższe swe chłopięta!