przez Bartek » 20 kwi 2006, o 19:07
Dzieki!
Tekst wycialem bo nie mial miejsca skoro powyzej w calosc. nie sadzilem ze publikuja w ksiazkach wiersze wycinkami. No coz i tak bywa.
[ Dodano: Sob Kwi 22, 2006 9:39 am ]
Julian Tuwim
WIENIAWA
Co kilka dni się do mnie
Ktoś nowy z prośbą zgłasza,
Zaczyna arcyskromnie
I bardzo mnie przeprasza:
„Pan mnie wysłuchać raczy,
O drobną chodzi sprawę,
Co to dla pana znaczy?
Pan przecież zna Wieniawę!”
W tych dniach się brunet zjawił,
Interes ma gotowy:
„Czy rząd by wydzierżawił
Monopol tytoniowy?
Nie chodzi o przekupstwo,
Dość zmienić jest ustawę!
Dla pana to jest głupstwo!
Pan przecież zna Wieniawę!”
Dentysta pewien z Brześcia,
Brat szwagra mej kuzynki,
Chce dla hurtowni teścia
Sprowadzić z Włoch rodzynki.
Godzinę mi tłumaczy,
Uderza w tony łzawe:
„Co to dla pana znaczy?
Pan przecież zna Wieniawę!”
Ignacy Pupcikowski
(Brat mleczny naszej praczki,
Pochodzą z jednej wioski)
Wyrabia wykałaczki.
„Szanowny pan wybaczy,
Do armii chcę dostawę…
Pan słówko szepnąć raczy,
Pan przecież zna Wieniawę!”
Mimosenblum Maurycy
Artylerzystę syna
Chce przenieść do stolicy
Z Radomia czy z Lublina.
„On płacze i on płacze,
On kocha tak Warszawę!
Co to dla pana znaczy?
Pan przecież zna Wieniawę!”
A wczoraj (nie wierzycie
Pod Chabrem! Bez przechwałęk!)
Przychodzi do mnie skrycie
Po prostu – sam Marszałek.
I prosi o dyskrecję,
Bo ma intymną sprawę,
A wierzy w mą protekcję:
„Pan przecież zna Wieniawę!”
…Choć prosił – nie uległem,
Choć groził - wytrzymałem.
Gdy skończył mówić, rzekłem:
„Nie mogę! Próbowałem!
Do wróbla się nie chodzi
Na mleczko ani kawę,
A zresztą – co to szkodzi?
Pan przecież zna Wieniawę!”
[ Dodano: Pon Sty 22, 2007 12:31 am ]
Kazimierz Wierzynski
NA SMIERC WIENIAWY
Noc wlecze sie niejasna i gubi sie droga,
Jakze trudna srod ludzi i jak wobec Boga.
Noc dluzy sie i widma sie schodza na jawie:
Spalily sie krolewskie komnaty w Warszawie.
Noc jest pelna zametu, rozpaczy i swarow,
Jeden cien sie nie rozwial, przystal do sztandarow
Jeden cien, co byl zywy, na wojne wiodl slawna,
Na Kielce i na Wilno. Ach, jakze to dawno!
Jak przebic sie w te mlodosc, jak wrocic po swoje,
Gnac przez blonia, w tornistrze ukladac naboje!
Piesni spiewac i znowu sie w bitwie meldowac,
Ciemna nocy, jak isc tam? Odpowiedz i prowadz.
Huczy zamet. To wojna. Zajeczal rykoszet.
Ludzie gina. Spakowal tornister i poszedl.
Nie, powiodla go pylna srod wierzb srebrnych droga,
Ciemno bylo dla ludzi, lecz jasno dla Boga.
Wybral ziemie nie nasza i brzoze nie swojska,
Obcy cmentarz i obce zegnalo go wojsko.
Lecz on jasnial, szedl w mlodosc, powracal po swoje,
Ktos po salwie podnosil z murawy naboje.
[ Dodano: Pon Sty 22, 2007 12:37 am ]
Pozwalam sobie zamiescic ujmujący forma i treścia list (fragmenty) Wieniawy do Marszałka; pochodzi z konca lat dwudziestych, a moze nawet z samego poczatku lat trzydziestych, gdy mogl poczuc sie zapomniany i odrzucony ale jak wierny swej idei prawego ułana.
Komendancie!
Zabieram sie do tego listu od miesiecy, moze nawet od lat. Zdaje mi sie, ze latwiej mi bedzie pisac do Komendanta niz mowic z sensem, kiedy stoje przed Komendantem i widze w oczach Komendanta niechec, zniecierpliwienie, odraze. Wtedy dlawi mnie z gardlo i niesmialosc, z jaka zawsze, od poczatku, stawalem i staje przed Komendantem, i zlosc na siebie za zabieranie drogiego Komendantowi czasu pracy czy tak samo drogiego czasu odpoczynku, w ogole zlosc na siebie, a troche i zal do Komendanta za to, ze Komendant zamkna przede mna swoje serce. [...] A teraz, Komendancie, moje winy, moje ciezkie winy. Niech sie choc w czesci usprawiedliwie, niech choc wytlumacze gdzie ich zrodlo. [...] Za czasow, kiedy bylem adiutantem Komendanta w Belwederze, powiedzial mi Gienek Piestrzynski, ze jedna z osob bliskich Komendantowi powiedziala o mnie, ze robie przy Komendancie kariere. Zostal mi od tego czasu pewnego rodzaju uraz psychiczny, niezwykle silny i bolesny, w formie leku przed tego rodzaju opinia, i ambicja dochodzaca do przekory, do manii, by nikt nie mogl mnie zaliczyc do liczby tych, co robia kariere przez przypadkowe zetkniecie sie z Komendantem. Dlatego, Komendancie, nie przez lenistwo ni przez sobkostwo, lecz przez pokore, ale i przez przekore uchylalem sie od przyjecia roznych, niejednokrotnie zaszczytnych obowiazkow.
A potem przychodzil zal i rozpacz, ze Komendantowi, wlasnie Komendantowi robie zawod, stad lekcewazace gesty w stosunku do samego siebie, stad glupstwa i szalenstwa.
Czy ludzie informujacy o mnie Komendanta czasem nie przesadzaja, nie wiem. Nie wiem, czy zazdrosc i zawisc, a moze jeszcze inne rzeczy, nie odgrywaja tu roli, nie wiem, ale boje sie czasem, ze tak jest, mimo ze nikomu, poza wrogami Komendanta, nie stawalem na drodze do Was Komendancie. Ludzie sa juz tacy.
To wszystko, choc wlasciwie mialbym duzo do powiedzenia.
To wszystko. Niczego od Komendanta nie chce, nie domagam sie. Chcialbym jedynie, zeby Komendant, majac kiedys wolna chwile, zechcial spojrzec na mnie dobrym spojrzeniem i zeby Komendant zechcial mi wierzyc, ze na tym dobrym spojrzeniu najbardziej ze wszystkich rzeczy mi zalezy.