Strona 9 z 11

PostNapisane: 20 lip 2009, o 20:17
przez Lucas
Witaj Dziadku Władku - bardzo mi Cię tu brakowało...... pozdrawiam serdecznie!

Przypominam Ci Dziadku słowa D-cy Szwadronu Niepołomice: Bardzo Panu (to o Tobie Dziadku) dziękuje za informację, które umieszcza Pan na naszym forum. Spełniają one ważną funkcję edukacyjną. Zastanawiam się nawet czy nie należałoby utworzyć odrębnej kategorii dotyczących kalendarium wydarzeń historycznych, do prowadzenie której nie widzę bardziej kompetentnej osoby od Pana.

no i co?......

PostNapisane: 20 lip 2009, o 23:16
przez miszka7-1
Pozwólcie, Panowie, że się z Wami nie zgodzę w sprawach "ufności końskich".

Pozdrawiam.

PostNapisane: 21 lip 2009, o 11:57
przez elmijakke
Proponuję zakazać!!! :cool:

Ułański honor

PostNapisane: 21 lip 2009, o 12:39
przez Lucas
Nie bardzo wiedziałem gdzie zamieścić ten ciekawy i dyskusyjny wpis ale chyba miejsce jest odpowiednie w tym właśnie wątku.
Źródło: Nowy Przegląd Kawaleryjski
www: www.npk.dobroni.pl
Data publikacji: 2009-07-01
"Ułański honor
Można by zamiast przymiotnika „ułański” użyć – „rycerski”, bo to pierwsze z drugiego wynika. W zaraniu historii Polski, a zarazem... jazdy polskiej, ci co walczyli konno byli „wojami”, piechotę określano mianem „tarczowników”. Pamięć o jednych i drugich jakoś się nam w historii rozmyła. Dlatego chyba, że niewielu było tych, co piórem wtedy władali. Wszak, jak wiadomo, nie polski, a niemiecki kronikarz Bruno z Querfurtu zapisał, że Mieszko I Niemców pod Cedynią „sztuką zwyciężył”. Co innego, kiedy się woje przeobrazili stopniowo w rycerzy, łatwiej wtedy było o pergamin i inkaust oraz o tych, co wiedzieli, co się z jednym i drugim robi, a bywali nawet tacy, co – bez telewizji – bitwy z bliska oglądali. Jan Długosz zanotował, że pod Grunwaldem gapie obsiedli drzewa rosnące po środku pola bitwy. Może też jakiś zakonnik podkasał habit i wlazł pomiędzy konary, co zaś zobaczył, - później zapisał
Wracam ja do tych odległych czasów, bo jazda polska była zjawiskiem wyjątkowym, nie tylko w sensie walki jako rzemiosła wojennego, ale ze względu na wartości, jakim hołdowała, i jestem przekonany, że jeżeli młody człowiek chce dziś być ułanem, jeżeli jakiś nowoczesny pułk czy batalion nazywa siebie kawalerią, to aby uniknąć fałszu, trzeba poznać kawaleryjską tradycję i jej hołdować.
Mówiło się często o kawaleryjskim „fasonie”. Ten fason to nie tylko zewnętrzna ogłada, brzęk ostróg (spróbujcie dziś brzęknąć tymi idiotycznymi „regulaminowymi” ostrogami...), to przede wszystkim głębokie poczucie ułańskiej godności, ułańskiego honoru, z którego wynikała wewnętrzna, posunięta do granic absurdu dyscyplina. Jeżeli wspomniałem (w Nr 3 Przeglądu) o postawie śmiertelnie rannych oficerów – płk. Mycielskiego, czy rtm. Rasiewicza, , to właśnie oni działali zgodnie ze swoim poczuciem honoru, który nie pozwalał im umrzeć przed spełnieniem swego oficerskiego – ułańskiego obowiązku. Jeszcze inny podobny przykład można znaleźć we wspomnieniach gen. Franciszka Skibińskiego o boju pod Czerwoną. Rok 1920: '...ppor. Władysław Buderacki podjechał do dowódcy pułku i bardzo przepisowo zameldował: »Panie pułkowniku, jestem ranny w brzuch i proszę o pozwolenie odjechania na punkt opatrunkowy«. Odjechał i tego samego dnia umarł.”
Taka była postawa oficerów kawalerii. A rodziła się ona już w czasie musztry: oficer kawalerii nie stał 'na prawym skrzydle', a przed frontem podległego oddziału. I miał ambicję utrzymania się na tej pozycji również w czasie boju. Warto tu wrócić do doświadczonego w walkach kawaleryjskich rtm. Krzeczunowicza: „Jak to bywa z wielkim napięciem nerwów - pamięć moja przestała działać z chwilą, gdy zakomenderowałem: »Rozwinięty galopem marsz - hurra!«. Na więcej nie było czasu, bo nieprzyjaciel był już 50 kroków przed nami - a nie mogłem wcześniej rozwinąć pułku, aby cofająca się ława dziewiątaków (9 Pułku ułanów – J.U.) nie przewróciła mi szyków. Pod purpurowo zachodzące słońce widoczność była zła. Co na ziemi, to było czarną masą - a przecież musiałem z sekundową dokładnością wycelować uderzenie pułku w sześciokrotnie przeważającą masę, aby to uderzenie było skuteczne. Pamiętam, że konia płazem szabli zmusiłem do galopu, bo nie reagował na ostrogi, ale nie przed salwą pistoletową budiennowców (...), lecz bezpośrednio po niej. Oni bowiem stanęli na widok nagle za ławą dziewiątaków wyłaniającej się nowej, zwartej linii jazdy - i próbowali wyrównać swoją linię, co ich zgubiło. Pamiętam, że w chwili, gdy ryknąłem hurra! i mój dzielny »Alarm« zamiast zaskoczyć galopa, stanął dęba - jedyną wadą tego zasłużonego sześciolatka było to, że bał się papierów na ziemi i pyłu od uderzenia pocisków, w tym wypadku nieszkodliwych pistoletowych - wyprzedził mnie (co za bezczelność!) chor. Geier. Odtąd galopowałem w tłumie jakby w transie i wcale nie dziwiłem się, gdy wiele lat później czytałem, że lord Cardigan, dowódca szaleńczej szarży lekkiej brygady pod Bałakławą, jeden szczegół tylko zapamiętał z całej szarży: że śmiał go wyprzedzić kpt. Nolan, któremu zresztą zaraz po tym nietakcie, kula armatnia urwała głowę'.
Jeszcze inne spojrzenie na postawę oficera kawalerii zanotował Melchior Wańkowicz. O wydarzeniach z kampanii wrześniowej 1939 roku opowiedział mu płk. Rzewnicki, oficer piechoty: „Pamiętam, było to pod koniec naszego września, w nocy z 23 na 24 na szosie do Krasnobrodu. Ja już ze swego batalionu przesuwałem na podwodach tylko sześćdziesięciu ludzi za grupą kawaleryjską Andersa. Byliśmy właśnie na przeprawie przez Wieprz. Na tej przeprawie odcięto Wołyńską Brygadę Jazdy. Radio niemieckie podało, że Niemcy zajęli Lwów. Cel, do któregośmy dążyli - połączenie się z generałem Sosnkowskim - upadł. Trzeba było ruszać w nieznane. Była godzina pół do trzeciej w nocy, księżyc wzeszedł. Generał Anders postanowił... odebrać defiladę wymaszerowujących. A wy powiecie - jakiż to czas w takiej chwili do defilady? Któż defilował? Resztki pobitego bombami 9 DAK-u, plutony wykrwawionego 19 Pułku Ułanów... Carewicz, skarogniady wałach tańczy pod Andersem, oddziały przechodząc robią »prawo patrz«, a Anders coraz to podciąga: »Pięty do dołu!« »Wyżej broda!« »Strzemię na środek stopy!« »Łydka do tyłu!« To znaczy nic się nie zmieniło, jesteście żołnierzami. Wtedy kiedy już osaczeni byliśmy przez bolszewików i przez Niemców, kiedy strzelaliśmy na dwie strony, kiedy na drugi dzień większość poległa i była ranna, i ja też, a generał dwukrotnie'.
I niech nikt nie próbuje zaatakować mnie zarzutem, że to, co tu przypominam, to anachronizm, bo nikt nie będzie miał okazji składać meldunku, „trzymając kiszki w garści”, że nikt nie zawoła „łydki do tyłu”, kiedy wróg będzie trzymał palec na guziku wyrzutni rakietowej, więcej nawet! – może, daj Boże, do spotkania z wrogiem nie dojdzie. Oczywiście, nigdy nie powtórzą się wydarzenia z innej, minionej epoki. Toteż ja piszę o postawie kawalerzysty w zmieniających się warunkach, w nowych okolicznościach, a jego działania, zachowanie się, decyzje winny wynikać ze znajomości tradycji kawaleryjskiej, ze świadomości, jakim należy hołdować wartościom, z troski o godność kawalerzysty – tego siedzącego na koniu oraz tego, który służy w nowoczesnej jednostce, której nazwa zaczyna się od słowa „Kawaleria...”
Jerzy Urbankiewicz ppłk
Pułk 4 Ułanów Zaniemeńskich

PS. 1. W „Bezpłatnym dodatku Nr 2”, zamieszczono wyciąg z regulaminu z 1931 roku dotyczący konstrukcji ostróg ułańskich. Chyba o rok wcześniej kilku nas, oficerów Kawalerii, wręczało ostrogi wykonane według tego przepisu, ułanom Szwadronu Reprezentacyjnego. Ja też brałem udział w tym szachrajstwie. To nie były ostrogi ułańskie. Chyba to był wymysł jakiegoś kancelisty. W roku 1934/35 mieliśmy w Grudziądzu ostrogi prawdziwe, które głośno brzęczały. W tej i wielu innych sprawach dobrze jest pamiętać, że najpierw było doświadczenie, praktyka, a regulaminy spisano później.


2. Z ubolewaniem stwierdzam, że panuje powszechna ignorancja w stosunku do szacunku, jakim należy otaczać Krzyż Wojenny Virtuti Militari oraz Kawalerów tego Krzyża. Zawsze obowiązywała zasada, że wśród oficerów tego samego stopnia, Kawaler VM był starszy od oficerów nie mających tego odznaczenia. Panował też zwyczaj, że na uroczystościach patriotycznych i wojskowych Kawalerowie ci byli gośćmi honorowymi, co najmniej na równi z dostojnikami cywilnymi.. Wśród dowódców dzisiejszego Wojska Polskiego nie ma uczestników wojny, a więc i odznaczonych tym Krzyżem, stąd też wynika i brak zainteresowania nim. W Nr 4 Przeglądu ukazał się obszerny artykuł na temat Krzyża VM, ale tej ostatniej sprawy autor nie poruszył.

3. Około 10 marca tv Puls nadała dwa krótkie filmy pod tytułem „Krakowski Szwadron”. Jestem z najwyższym uznaniem dla Pana Bugajskiego, który szwadron ten zorganizował, zorganizował na własnym terenie i- jeśli dobrze zrozumiałem – te konie karmi i poi. Poza tym film był nieudolny, antyreklama kawalerii. Nauczcie się, kochani, że rogatywkę nosi się na prawe ucho, a nie na lewe czy nawet prosto. Pokazywanie, że ułan na koniu zapala papierosa, niczego dobrego nie wnosi, bo każdy dureń potrafi palić. Cały ten filmik pokazywał, jak ułani kręcą się w kółko, albo jadą stępem, a nie to charakteryzuje kawalerię. Film drugi to mistyfikacja i bujda pod tytułem „Ostatni ułan”. Pokazali faceta w jakimś cyrkowym mundurze, który tak był w kawalerii jak ja na księżycu. A operator miał czelność pokazywać co chwilę rogatywkę z dystynkcjami majora."

Forumowicze - dyskusje czas zacząć!!!! Zapraszam :mrgreen:

PostNapisane: 21 lip 2009, o 17:18
przez Piotrek
Dyskusję... Tylko nad czym? Nad wywodem o honorze kawaleryjskim czy nad post scriptum?

PostNapisane: 21 lip 2009, o 19:44
przez Lucas
Piotrku jeżeli uważasz, że nie warto dyskutować o sprawach "kultywowania" tradycji kawaleryjskiech w wątku ułański honor to nie dyskutuj i tyle :wink: a p.s. to wywód Pana Pulkownika - też ciekawy.....chociażby w kontekście "krakowskiej bitwy". Ja myślę, że kawalerzystą się jest a nie bywa się.... od okazji do okazji. Dla mnie to ciekawy temat i tyle.... Miło, że kliknąłeś na mój wpis - doceniam to.

PostNapisane: 21 lip 2009, o 21:53
przez elmijakke
Zgadzam się z Piotrem. Proponuję uściślić temat dyskusji.

PostNapisane: 22 lip 2009, o 00:34
przez Lucas
Dwóch na jednego - oki - uściślam. Ułański honor dzisiaj.....

PostNapisane: 22 lip 2009, o 00:57
przez Piotrek
Właśnie o to mi chodziło, bym wiedział dokładniej o czym mamy dyskutować :)

Z tym ułańskim honorem dziś jest poważny problem. Wydaje mi się, że o takich postawach, jak opisane powyżej nie ma co marzyć. W ogromnej większości przypadków ten "honor" sprowadza się do szumnych i głośnych deklaracji, na których się kończy. Macie najlepszy przykład z Waszego podwórka. Czy ta cała akcja z przetargiem na to, kto w lepszy sposób jest w stanie upamiętnić rocznicę wybuchu II Wojny Światowej ma cokolwiek wspólnego z honorem? Widzicie taką sytuację przed 1939 r w kontekście tych zachowań, o których możemy poczytać? Ja nie bardzo. Z drugiej strony, pamiętać należy, że Polska sprzed 1939 r. nie była krajem mlekiem i miodem płynącym, gdzie każdy był kryształowo uczciwy, moralny, honorowy. Polska i Polacy tamtych czasów mieli takie same problemy, co my, żyjąc w XXI wieku. Żyjemy na co dzień pewnymi mitami, które miło jest nam powtarzać, choć niekoniecznie mają wiele wspólnego z tamtejszymi realiami. Ja choćby znam opowieści, jak to na konkursach hippicznych z udziałem czołowych polskich jeźdźców, potrafiono okaleczać konie, by wyeliminować konkurencję. I gdzież tu honor? A potraktowanie oficerów, którzy w maju 1926 r. stanęli po stronie rządu (choćby sprawa gen. Zagórskiego). O samym "maju" nie wspominając...

Tak czy inaczej, tamtejsi kawalerzyści byli jednakże nieco inaczej wychowani. Mało jest dziś takich żołnierzy, choć są chlubne wyjątki. A jak to się ma do współczesnych kawalerzystów ochotników? Różnie, śmiem twierdzić. Honor bowiem, to wedle mnie sprawa wielowątkowa. I zaczyna się od bardzo prozaicznych spraw, jak choćby noszenie munduru. A wielu jest takich, którzy mniemanie o sobie mają wielkie, deklaracje składają wzniosłe, a w brudnych butach, niewyprasowanych mundurach chodzą, nie mając często pojęcia, jakie elementy oporządzenia przy jakiej okazji na siebie włożyć. Wsiada później taki na niedoczyszczonego konia, w źle (albo wcale) stroczonym rzędzie - bo co to przecież za różnica. Do tego wypije kielicha albo kilka - bo to przecież ułańska fantazja. Albo głosi wszem i wobec, że kultywuje tradycje kawalerii, konkretnego pułku, ale sprowadza się to do zakładania byle jakiego, nieco przypominającego ten właściwy, munduru i powierzchownej wiedzy o swoim pułku czy kawalerii w ogóle. Taki "honorowy" kawalerzysta ma oczywiście odpowiedni stosunek do innych kolegów - ułanów, strzelców konnych czy szwoleżerów. Na przykład zmąci odpowiednio środowisko, by to jemu przypadł w udziale zaszczyt defilowania ulicami miasta, a nie pozostałym kolegom noszącym mundury. Jak mawiano mi, kiedyś na militari w Poznaniu był klimat w stylu - "Nie masz szabli żeby startować? Weź moją, przecież ci pożyczę" A teraz bywa - co by tu zrobić, by wypaść lepiej na tle konkurencji.

Można by tak długo jeszcze. Nie jest dobrze z tym honorem kawalerzystów w dzisiejszych czasach mam wrażenie. Racje masz Zdzichu, że kawalerzystą się jest, a nie bywa. Stan ten nie zaczyna się i nie kończy wraz z założeniem i zdjęciem munduru. Powinien to być zespół wartości i zasad, którym winniśmy się kierować w życiu, na co dzień. No właśnie, powinniśmy...

PostNapisane: 22 lip 2009, o 07:56
przez pulkownik
Skala jest nieporównywalna w żadnym aspekcie. Kawaleria II RP a Kawaleria Ochotnicza to niestety nie to samo.
Ale...fantazja ułańska jest wciąż żywa na swoją skalę. Pamiętny rok 2008 Komarów i decyzja Dowódcy Szwadronu Niepołomice. Trzy imprezy w ciągu jednego weekendu. Kraków, Niepołomice i nocny przyjazd do Komarów. Rtm. J. Znamiec obiecał mi osobiści, że Szwadron Niepołomice stawi się pod Komarowem. Wielu z nas pamięta dyskusję na forum jak też w korespondencji elektronicznej. Czarne chmury wisiały w powietrzu a atmosfera była nieprzyjemna i trudna. A jednak mimo wątpliwości wielu z nas decyzja zapadła jednoznaczna. Na swój sposób jest to fantazja ułańska, tak więc istnieje i dzisiaj. Takich przykładów można przytoczyć wiele. Na szczęście dzisiaj brawura i fantazja nie musi być pokazana na polu walki i dziękujmy za to Bogu. Ale zapewniam, że gdyby był trudny czas wielu stanęło by w pierwszej linii bez zająknięcia. Nie ma sensu porównywać kawalerii II RP do dzisiejszych struktur bo nijak się to ma do rzeczywistości. Nie unośmy się ponad ziemię a rzetelnie starajmy się pielęgnować te cechy które możemy a jest ich wiele. Choćby szacunek do munduru, koleżeńskość, dbałość o fakty historyczne, edukacja młodego pokolenia i to wszystko co cechowało naszą kawalerię. Kolejne dyskusje i papranie się w animozjach niczemu nie służy. Róbmy swoje i traktujmy to poważnie a efekty będą widoczne.

PostNapisane: 22 lip 2009, o 11:59
przez Piotrek
Bardzo dobrze to ująłeś Tomku - nie unośmy się nad ziemię.

PostNapisane: 23 lip 2009, o 16:59
przez Ułan świętokrzyski
Problem w tym, że na naszym podwórku niektórzy unoszą się chyba tego w ogóle nie czując ... I najlepiej czują się właśnie nieco wyżej...

PostNapisane: 24 lip 2009, o 00:02
przez miszka7-1
Gdzieś słyszałem coś takiego, że "wyżej pośladków nie skoczysz".

PostNapisane: 25 lip 2009, o 19:39
przez Lucas
W twardym, żołnierskim języku, czyli ułańskim też, to leci tak: "wyżej dupy nie podskoczysz"..... Wszystko podlega ewolucji, nasza kawaleryjska pasja też. Według mnie najważniejsze jest utrzymanie tego co osiągnęliśmy. Życie pokazuje jednak często, że jest jak wędrówka po górach. Raz jest się na szczycie, innym razem w dolinie ale jeżeli wytrawałości wystarczy to znowu, po żmudnej czasami wspinaczce, staje się na szczycie...... I tak to już jest.... Zabrzmiało jak głos weterana ale tak miało zabrzmieć....

PostNapisane: 26 lip 2009, o 09:29
przez Ułan świętokrzyski
Zdzichu weteran??? To brzmi jak bajka!
Chyba Cię Lukas kopnął w jajka!!!
Skoro na takie smuty Cię stać...
Wskakuj na siodło! O k..wa mać!