Według książki Stanisława Radomyskiego
l PUŁK UŁANÓW KRECHOWIECKICH IM. PŁK. BOLESŁAWA MOŚCICKIEGO (mp. AUGUSTÓW)
W pułku tym szczególnie mocno zakorzeniony był, zarówno wśród oficerów jak i szeregowych, tak zwany patriotyzm pułku — duma żołnierzy Pułku Ułanów Krechowieckich. Żołnierze zawsze na pierwszym miejscu stawiali honor i dobro pułku. Kto przyjął jego barwy, musiał go godnie reprezentować i godnie nosić jego mundur. Jeden z dowódców tak wyraził się o swoich żołnierzach: Krechowiacy nie boją się nikogo z przełożonych. Oni się jednego boją — samego pułku.
W kawalerii duma żołnierza była ściśle powiązana z niespotykanym w innych rodzajach broni przywiązaniem do pułku, zarówno oficerów jak i szeregowych. Należałoby tu przytoczyć przykład ppłk. Jana Litewskiego któremu, jeszcze jako majorowi, zaproponowano wyższe stanowisko, ale przy zmianie pułku na inny, a więc przy zmianie barw pułkowych. Ppłk. Litewski odmówił. Przez odmowę zrzekł się awansu o jeden stopień wyżej, ale pozostał w pułku przy swoim amarantowo-białym proporczyku.
Wpojenie w żołnierzy dumy z należenia do pułku i szczycenia się jego przeszłością było powszechne. Charakterystyczne było opowiadanie pewnego generała, który spotkawszy na dworcu kolejowym grupę żołnierzy z różnych broni, wdał się z nimi w rozmowę. W pewnym momencie zapytał ich, jaki pułk uważają za najlepszy. Jedni wymieniali takie, inni — inne. Gdy generał skierował swoje pytanie do stojącego ułana, ten bez wahania odpowiedział, że l Pułk Ułanów Krechowieckich. Na zapytanie generała dlaczego tak uważa, ów ułan odpowiedział bez namysłu: Bo to jest pułk, w którym służę, panie generale, szczycę się nim, bo nie ma lepszego. Generał potem winszował dowódcy, że tak potrafił wychować swoich ułanów.
Ta duma bycia ułanem krechowieckim, połączona z dużym przywiązaniem i z ukochaniem pułku, stwarzała moralną podstawę jego tradycji, sprowadzającą się do słów wypowiedzianych przez jednego z oficerów pułku: Jesteśmy jedną rodziną. Nosimy te same proporczyki. Musimy więc nasz pułk godnie reprezentować i godnie zachowywać się zawsze. I weszło niejako w zwyczaj, że kto sprzeniewierzył się tym zasadom — musiał opuścić pułk.
Rodzinne niemal stosunki panujące w pułku sprawiły, że w kasynie przy wspólnym stole zasiadali obowiązkowo wszyscy oficerowie. Podobnie było i w niektórych innych pułkach kawalerii, ale nie we wszystkich.
Ten rygor wymagał bezwzględnej punktualności i nadawał cechy prawdziwego kasyna, a nie jadłodajni, gdzie każdy mógł jadać z osobna i w różnych porach dnia. Stwarzało to nastrój rodzinny i mocno zespalało rodzinę oficerską. Ten sam rygor stosowany był w kasynie podoficerskim.
Kilka zwyczajów pułkowych związanych było z osobą pierwszego dowódcy pułku płk. Bolesława Mościckiego oraz z jego koniem bojowym, Krechowiakiem. Płk Mościcki wprowadził w pułku zwyczaj, który szybko rozpowszechnił się nie tylko w kawaleńi, ale i w całym wojsku II Rzeczpospolitej polegający na tym, że pochwalony przez dowódcę podkomendny miał na otrzymaną pochwałę tylko jedną odpowiedź:
Ku chwale Ojczyzny, panie...
Płk Mościcki był świetnym kawalerzystą. Przed objęciem dowództwa pułku 19 lipca 1917 roku, dowodził rosyjskim konnym pułkiem Zaamurskim. Zaledwie przez 7 miesięcy dowodził Pułkiem Krechowieckim. Poległ 18 lutego 1918 roku koło leśniczówki Dub, niedaleko Łunińca, przedzierając się do Warszawy, jako delegat I Korpusu Polskiego w Rosji do Rady Regencyjnej. Dla uczczenia jego pamięci, w kasynie oficerskim przy ogólnym stole, naprzeciw miejsca dowódcy pułku, znajdowało się zawsze puste miejsce z nakryciem płk Mościckiego.
W roku 1921 nadane zostało pułkowi imię płk. Mościckiego. W tymże roku przewiezione zostały jego zwłoki z Mińska Litewskiego, gdzie początkowo został pochowany, do kościoła św. Krzyża w Warszawie i tu nastąpiła uroczystość pogrzebowa, która dała początek jednemu ze zwyczajów pułkowych. Na początku 1918 roku, przeczuwając bliską śmierć, płk Mościcki wyraził życzenie, by nad jego grobem trębacze zagrali na pożegnanie jego ulubioną pieśń: Hej, hej, ułani, malowane dzieci... Podczas jego pogrzebu w katedrze w Mińsku Litewskim, a następnie po przewiezieniu zwłok do Warszawy, w kościele św. Krzyża, trębacze pułkowi, po odegraniu marsza pułkowego, żegnali pułkownika pieśnią Hej, hej, ułani, matowane dzieci... Ten fakt stał się niejako zwyczajem i odtąd każdego ułana krechowieckiego, poległego na wojnie czy też zmarłego w czasie pokoju, pułk żegnał już po zakończeniu ceremonii kościelnych w ten sam sposób, jak płk. Mościckiego. A więc marszem pułkowym i piosenką Hej, hej, ulani, malowane dzieci...
Ta stara piosenka ułańska, pochodząca jeszcze z czasów Księstwa Warszawskiego, stała się jak gdyby drugim hymnem pułkowym, choć słowo hymn nie bardzo pasuje ani do skocznej melodii, ani do swawolnego nieco tekstu piosenki. W pułku przyjął się inny jeszcze zwyczaj, związany z pamięcią o płk. Mościckim. Corocznie 18 lutego, to jest w rocznicę śmierci pułkownika, organizowany był w Yacht Klubie w Augustowie bal, na który zapraszane były delegacje pułków, które w 1920 roku razem z l Pułkiem Ułanów Krechowieckich brały udział w walkach z bolszewikami, w ramach Dywizji Jazdy płk. Juliusza Rómmla. W czasie bankietu, przy stole biesiadnym, stał zawsze pusty fotel pierwszego dowódcy pułku (płk. Mościckiego), zabezpieczony przed jego użyciem złotym łańcuchem.
Płk Mościcki dosiadał konia Krechowiaka. Koń ten okazał się świetnym skoczkiem. Na nim znany jeździec konkursowy ppłk Karol Rómmel w roku 1924 startował na VIII Olimpiadzie w Paryżu, zdobywając 10-te miejsce w konkurencji WKKW. Był najlepszy spośród polskich zawodników. Ale niezależnie od udziału Krechowiaka w zawodach hippicznych w pułku przyjął się zwyczaj, że kolejni dowódcy, w czasie różnych uroczystości występowali właśnie na Krechowiaku.
Przyjął się również specjalny ceremoniał przekazywania dowództwa pułku przez dotychczasowego dowódcę, nowemu. Podczas tej uroczystości, na placu koszarowym w Augustowie zbierał się cały pułk w szyku konnym, w linii szwadronów. Dotychczasowy dowódca podjeżdżał na Krechowiaku przed front pułku, przyjmował raport i witał się z pułkiem. Następnie żegnał się oznajmiając, że pułk obejmuje nowy dowódca, któremu pułk ma być posłuszny i wypełniać jego rozkazy. Następnie zsiadał z konia. Wtedy to przed front pułku podchodził poczet sztandarowy. Zdający pułk przyklękał przed sztandarem. Całując płat sztandaru żegnał się z nim. Brał sztandar od sztandarowego i wręczał nowemu dowódcy, który przyklękał, całował płat, składał przy sztandarze ślubowanie, a następnie przekazywał sztandarowemu. Z kolei dotychczasowy dowódca przekazywał nowemu dowódcy Krechowiaka. Nowy dowódca dosiadał go i podjeżdżał przed front pułku, obejmując na nim dowództwo. Trębacze grali marsza pułkowego.
Z Krechowiakiem wiązał się jeszcze inny zwyczaj. Każdy przydzielony do pułku oficer miał obowiązek złożyć ślubowanie. Ślubowanie to przyjmował na Krechowiaku, wyznaczony oficer.
W 1937 roku, w dwudziestą rocznicę powstania pułku, odbyła się uroczystość wręczenia pamiątek trzem żołnierzom, którzy nigdy nie zdjęli barw pułku. Byli to: mjr Jan Litewski, st. wachm. Bolesław Kruszewski i st. wachm. Antoni Silnik.
Czwartym weteranem był Krechowiak, który przed frontem pułku udekorowany został ozdobnym ogłowiem z odpowiednim napisem i z baretką za rany. W Augustowie stał w specjalnej stajni. Odwiedzali go stale oficerowie i szeregowi. Po raz ostatni wziął udział w święcie pułkowym 24 lipca 1939 roku. Padł ze starości w sierpniu 1939 roku. Został artystycznie wypchany i ubrany w taki sam rząd, jaki nosił pod Krechowcami. Umieszczono go na honorowym miejscu w jednej z sal Muzeum Wojska w Warszawie. Na pamiątkę tego konia, w czasie II wojny światowej, dowódca pancernego l Pułku Ułanów Krechowieckich II Korpusu Polskiego, jeździł na czołgu nazwanym Krechowiak.
Zarówno adiutant pułku, jak i kotlista mieli pod siodłami czapraki z amarantowego sukna, kroju huzarskiego tj. z zaokrąglonymi rogami z przodu, a ostro ściętymi i wydłużonymi z tytułu. Krawędzie czapraka obszyte były białą wypustką i białym lampasem szerokości 5 cm, naszytym w małym odstępie od wypustki. W tylnych rogach czapraka — monogram pułku „l UK" wycięty z białego sukna. Naturalnie, koń adiutanta w tym czapraku występował tylko w czasie uroczystości pułkowych.
Dla podkreślenia przywiązania Krechowiaków do swojego pułku, przyjął się zwyczaj honorowania żołnierzy trwałymi pamiątkami w postaci pierścieni. Jeden — Złoty Oficerski Pierścień Pamiątkowy ustanowiony został 24 lipca 1918 roku dla potrzeby utrzymania więzi przez oficerów pułku po demobilizacji Korpusu Polskiego (5 lipca 1918 roku). Drugi — Pierścień Honorowy 4 Szwadronu pułku, ustanowiono w początku 1922 roku za męstwo w zwycięskiej bitwie szwadronu, stoczonej pod Łaszczowem 3 września 1920 roku. Nadto, dla uczczenia zwycięskiej bitwy pod Krechowcami (24 lipca 1917 roku), ustanowiony został Ryngraf Pamiątkowy za 20-letnią nieprzerwaną służbę w pułku. Należałoby tu wspomnieć, że niezależnie od Złotego Oficerskiego Pierścienia Pamiątkowego z wygrawerowaną na nim lancą i proporczykiem, każdy zdemobilizowany oficer pułku otrzymywał dokument pamiątkowy z autografami swoich kolegów — oficerów oraz z ich adresami. Chodziło o to, żeby oficerowie nie tracili ze sobą łączności i... oczekiwali odrodzenia się pułku, w co wszyscy święcie wierzyli. Nastąpiło to niebawem rozkazem Szefa Sztabu Generalnego z dnia 4 listopada 1918 roku.
Zwyczaj honorowania zasłużonych Krechowiaków był kontynuowany w pułku odtworzonym w 1941 roku w Związku Radzieckim. Ustanowiony tam został i nadany w dniu 24 lipca 1942 roku (w dniu święta pułkowego) wszystkim oficerom służącym wtedy w pułku, Oficerski Pierścień Pamiątkowy.
Do tradycji należało, bezwzględne przestrzeganie zasad zawartych w trzech słowach, utrwalonych na sztandarze pułku: Bóg — Honor — Ojczyzna. Słowo Bóg — mówili Krechowiacy — to między innymi umiłowanie prawdy. Honor — to umiłowanie pułku, a Ojczyzna — to umiłowanie Rodziny. Przez Rodzinę Krechowiak rozumiał własną rodzinę i rodziny swoich kolegów. Dewizą tego było dbanie przez Krechowiaka o rodzinę, praca dla niej, kochanie jej.
Rozwody, rozwiązłe życie — nie miały w tym pułku miejsca. Wszelkie flirty i miłostki z żonami kolegów były nie do pomyślenia. Krechowiak, który do tej zasady nie dostosował się, musiał opuścić pułk.
Te wspaniałe dewizy wprowadzone przez Krechowiaków, przeniosły się do wielu pułków kawalerii. Miały kapitalny sens moralny, etyczny i kształtowały charaktery oficerów kawalerii.
Pułk patronował utworzonym w 1921 roku dwom osadom wojskowym na Wołyniu: Osadzie Krechowieckiej w pobliżu Równego oraz osadzie pułkowej w Bolesławicach. W Osadzie Krechowieckiej wybudowana została szkoła podstawowa, do której w 1936 roku uczęszczało 224 uczniów. Młodzież ta chodziła w beretach, na których naszyte były amarantowo-białe proporczyki l Pułku Ułanów Krechowieckich.
W roku 1921 powstało w Warszawie zrzeszenie byłych ułanów l Pułku Ułanów Krechowieckich, a w 1927 roku — również w Warszawie — zrzeszenie byłych oficerów pułku. Umiejscowienie siedzib zarządów tych organizacji w Warszawie było nawiązaniem do faktu, że po rozpoczęciu odtwarzania pułku w listopadzie 1918 roku, powołany do wykonania tego zadania płk Stefan Dziewicki, wy- znaczył właśnie Warszawę jako miejsce zbiórki oficerów i szeregowych z rozformowanego w lipcu tegoż roku l Pułku Ułanów I Korpusu Polskiego. Corocznie w Warszawie organizowane były reprezentacyjne bale pułkowe.
Pułk związany był braterstwem z 12 Pułkiem Ułanów i z 14 Pułkiem Ułanów. Pułki te wchodziły w skład tzw. VI „Żelaznej Brygady Jazdy" płk. Konstantego Plisowskiego i wyróżniły się w walkach stoczonych z bolszewikami pod Komarowem 31 sierpnia 1920 roku. Delegacje tych pułków corocznie brały udział w święcie pułkowym.
Poza tym braterstwem, wspólnie prowadzone walki w latach 1919 i 1920 związały pułk z 12 Pułkiem Ułanów Podolskich tak mocno, że oficerowie tych pułków w rozmowach prywatnych byli ze sobą na ty.
W pułku przyjął się jeszcze jeden zwyczaj, który przeniesiony został z kawalerii rosyjskiej. Była to, niezbyt pochlebnie świadcząca o oficerach, zabawa zwana stukulką. Polegała ona na tym, że zebrani w dość licznym gronie i w dość dużym pomieszczeniu (najczęściej w kasynie) oficerowie, zawiązywali swojemu koledze, który wyciągnął los, oczy. Wręczali mu nabity pistolet z pełnym magazynkiem, ustawiali go na środku sali, wygaszali światło i zajmowali miejsca wokół sali. Od czasu do czasu jeden ze stojących oficerów stukał w ścianę na wysokości ramienia. Na odgłos tego stuknięcia, oficer-strzelec kierował pistolet w stronę odgłosu i oddawał strzał. Zgodnie ze zwyczajem winien on strzelać na wysokości wyciągniętego ramienia. Nie wolno było strzelać wyżej. Naturalnie, po takiej zabawie, koszty doprowadzenia do pierwotnego stanu podziurawionych kulami ścian, pokrywali jej uczestnicy. Zabawa ta znana była też i w innych pułkach kawalerii, ale nie cieszyła się zbyt dużym zainteresowaniem.
A na zakończenie prawdziwa uczta duchowa . Zdjęcia Krechowiaków z lat 1916 -1917. Miałem zaszczyt skanować oryginały!!!! Mam pytanie do wszystkich! Czy ten dystyngowany siedzący ułan to Moscicki? Nie jestem pewien więć pomóżcie proszeMoże ktoś w swoich zbiorach ma jakąś ksiażkę z jego zdjęciem!