przez Piotrek » 11 lut 2011, o 00:35
Jest rzeczą niezwykle delikatną zachować równowagę pomiędzy dokładnością i precyzją w odtwarzaniu jakiejś postaci i prezentowaniu jej, a szacunkiem do tych, którzy te mundury i te stopnie na prawdę w służbie nosili, a co niektórzy z nich jeszcze żyją. Kawalerzyści skupieni wokół grudziądzkiej Fundacji na Rzecz Tradycji Jazdy Polskiej jasno wyrazili swój pogląd w apelu, jeśli mnie pamięć nie myli w 2006 r.
Ścierają się tutaj różne poglądy...
Jeden stanowi, iż nie mamy prawa nosić żadnych stopni na mundurach, jako że nam ich nie nadano. Nawiązujemy zatem do sylwetek przedwojennych żołnierzy WP, staramy się nosić przepisowe umundurowanie, oporządzenie, poznać możliwie wnikliwie tajniki wyszkolenia kawalerzysty, itd. Zatem nosimy wszystko, poza stopniami i odznaczeniami, jeśli nam ich nie nadano.
Drugi zaś to stanowisko prezentowane przez niektóre grupy rekonstrukcji historycznej, wedle którego zaprezentowanie czy odtworzenie konkretnej postaci nie jest możliwe, jeśli pominiemy tak ważny detal, jakim są stopnie wojskowe. Niektórzy idąc dalej pytają - jeśli chcę zaprezentować postać oficera, który jako nastolatek poszedł na front wojny 1920 r., otrzymał za nią szereg odznaczeń (KW, VM) i dajmy na to w 1928 r. służy w stopniu porucznika w jakimś dywizjonie artylerii konnej (niech będzie przykład z mojego podwórka), to jak mogę to zrobić bez obszycia naramienników i zawieszenia na piersi odznaczeń? Jak wytłumaczę brak odznaki artylerii konnej na lewej kieszeni? Jak ukazać całą tę postać w konkretnym momencie historii?
Kolejny charakterystyczny jest dla stowarzyszeń skupionych w FKO czy PKK - tworzenie własnego systemu stopni, egzaminowania na nie, awansów, itd. Naszywamy gwiazdki, ale nie z srebrne, oksydowane, tylko stare złoto albo różnej maści szewrony, kąty, itd.
O mieszaniu wszystkiego ze wszystkim, obwieszaniu się czym popadnie bez jakiejkolwiek refleksji nie piszę, bo szkoda czasu.
Każda z tych filozofii niesie z sobą coś pozytywnego, u podstaw każdej powinien leżeć przede wszystkim szacunek do munduru, niezależenie od tego, czy dany wzór jest aktualnie obowiązującym umundurowaniem Wojska Polskiego, czy też nie. Pytanie brzmi, co chcemy zakładając mundur osiągnąć, jaki jest nasz cel? Do niedawna, najbliższy mi był pogląd pierwszy - nosimy wszystko, ale bez stopni. Te naszywamy jedynie na mundury polowe, na potrzeby inscenizacji i tylko nich. Nie tytułujemy się porucznikami, kapralami, itd. nie wiążemy stopnia z żadną funkcją w grupie. Taka filozofia jest póki co obowiązującą w GRH 7 D.A.K. Nie można jednakże odmówić racji tym, którzy twierdzą - czy aby nie jesteśmy niekonsekwentni? Idąc w pole, wyglądamy jak należy, umundurowanie, oporządzenie, naramienniki obszyte. Dzięki temu na przykład, prezentując działoczyny przy armacie, dopasowujemy poszczególne funkcje do noszonych stopni. I tak, nie ma raczej szans, by porucznik był ładowniczym, bo jego miejsce jest na stanowisku co najmniej dowódcy plutonu, a więc przy busoli-kątomierzu, czy też na punkcie obserwacyjnym. A jeśli idziemy czy jedziemy konno na defiladę? Zakładamy mundury służbowe, na których nie ma już stopni. Czy maszerując przez konno przez miasto nie jesteśmy już rekonstruktorami? Jakie przesłanie zatem nam przyświeca? Co to za mundury nosimy - historyczne, mundury organizacyjne poszczególnych stowarzyszeń? Jak to wytłumaczyć - ten pan na koniu z prawej, który trzyma szablę opuszczoną w dół to oficer, tylko z szacunku dla prawdziwych kawalerzystów nie nosi gwiazdek? To może z szacunku nie powinien w ogóle tego munduru zakładać, bo przecież żołnierzem nie jest (z nielicznymi wyjątkami), we wrześniu 1939 r. nie walczył, szablą drogi do Warszawy nie wyrąbywał? A jeśli organizujemy kawaleryjski bal, to w jakich mundurach powinniśmy przyjść? Obszytych w szarże, czy też nie? Czy to jest rekonstrukcja czy tylko zabawa? To może powinniśmy mieć każdy w szafie po kilka zestawów, każdy na inną okazję?
Zauważyliście, że wiele pytań, mało odpowiedzi, bo i sam próbuję sobie na nie ostatnimi czasy odpowiedzieć i skrystalizować swój pogląd, który wydawało mi się, miałem ugruntowany - żadnych stopni. A może jednak noszenie ich nie jest takim grzechem? Myślę, że należy zadbać najpierw o należyty punkt wyjścia. Wiedza! Podstawą wszelkich działań powinna być wiedza. Zanim założysz mundur, poczytaj, popatrz, zapytaj. Przebrać się w mundur jest łatwo, nosić go, to masa zobowiązań. Nie jest sztuką zamówić mundur, wbić się w niego, wyjść do miasta i zrobić z siebie pajaca, przy okazji przekazując negatywne wzorce. Kolega swojego czasu pod Krojantami napotkał trzech pułkowników w barwach tego samego pułku. Podszedł, trzasnął ostrogami, zameldował się i... panowie zgłupieli, bo nie wiedzieli co zrobić. Tym bardziej nie wiedzieli, jak odpowiedzieć na zadane pytanie : Przepraszam, który z Panów jest płk. Mastalerzem, bo o ile mi wiadomo, w pułku był taki jeden?
W tym zakresie zgodzę się z Elmijakke, że nałożenie stopni wojskowych i odznak wcale nie będzie wielkim grzechem, jeśli zrobimy to dobrze, tak jak należy. Przy dzisiejszych możliwościach, dostępności producentów umundurowania, forach na których można dowiedzieć się najdrobniejszych detali, książkach, bawet Dziennikach Rozkazów MSWojsk w internecie, to wszystko nie jest wcale takie trudne. Wystarczy tylko chcieć...