przez Ułan świętokrzyski » 14 mar 2007, o 23:47
Na podstawie książki Stanisława Radomyskiego
16 PUŁK UŁANÓW WIELKOPOLSKICH IM. GEN. GUSTAWA ORLICZ-DRESZERA (mp. BYDGOSZCZ)
Pułk nawiązywał do tradycji Pułku 16 Jazdy Księstwa Warszawskiego, który w 1809 roku, w czasie Wielkich Nadziei, początkowo sformowany został jako Pułk 7 Jazdy Galicyjsko-Francuskiej i w grudniu tego roku przemianowany na Pułk 16 Jazdy Księstwa Warszawskiego.
Przyjął się zwyczaj wprowadzony przez płk Rajmunda Brzozowskiego, że powitanie pułku przez jego dowódcę odbywało się specjalnie skomponowaną melodią, do której dorobione zostały słowa:
Biali ułani — baczność! Dowódca wita was!
Najstarszy wiekiem podporucznik nazywany był starostą i towarzysko, w gronie oficerów, uważany był za starszego od najmłodszego wiekiem porucznika. Jednak, zanim ten podporucznik został starostą, musiał wypić (i Broń Boże nie upić się!) z najmłodszym porucznikiem całą szklankę czystej wódki. Nie działał więc tu automat przy obejmowaniu tytułu starosty.
W kasynie znajdowała się srebrna sygnałówka, ufundowana przez oficerów pułku — kawalerów Orderu Virtuti Militari. Z niej, tradycyjnym zwyczajem, pili na cześć pułku nowo przydzieleni do pułku oficerowie. Corocznie w dniu święta pułkowego (26 lipca) organizowane były pokazy kadryla podoficerskiego, zwane cyrkiem Morego (od nazwiska chór. Teodora Morego), w wykonywaniu których (w szyku konnym) brało udział 24 lub 32 podoficerów, wytrawnych jeźdźców. Odbywały się również różne popisy ułańskie urządzane w mieście, w ogrodzie Patzerajak „porywanie panny", „golenie się w pełnym galopie" i inne.
Na terenie koszar znajdował się mały zwierzyniec. Były w nim m.in.: para danieli, kilka saren, zajęcy i kuropatw, ofiarowanych pułkowi przez oficerów rezerwy. Żołnierze pułku uwielbiali sarenkę Lusię, która oswoiła się i jak koń... przepadała za cukrem. Lusia została nawet wypożyczona do miejscowego Teatru Ziemi Pomorskiej, do przedstawienia „Krysi Leśniczanki".
W pułku szczególną uwagę zwracano na dobór oficerów oraz na wychowanie ułanów w duchu patriotyzmu i godnego reprezentowania barw pułku, na sztandarze, którego umieszczona była dewiza: Biały Sztandar — Wzniosie Czyny.
Selekcja kadry oficerskiej nie była przeprowadzana poprzez typowy balotaż, ale przez eliminację niepasujących do pułku. A oto przykład. Do pułku, po ukończeniu Szkoły Podchorążych Kawalerii w Grudziądzu, zgłosił się młody podporucznik, który zaraz po przybyciu, przydzielony został do szwadronu na dowódcę plutonu. Po dwóch czy trzech miesiącach, dowódca szwadronu zauważył, że ów podporucznik nie bardzo nadaje się do pułku. Wezwał go więc na rozmowę i wprost zapytał:
— Panie poruczniku, proszę mi podać imiona wszystkich koni w pana plutonie.
— Nie znam — odpowiedział podporucznik.
— Jeśli pan nie zna koni w swoim plutonie, nie pasuje pan do naszego pułku. Proponuję zatem panu przeniesienie do miejscowego pułku piechoty.
Po tej rozmowie podporucznik przeszedł do 61 Pułku Piechoty Wikp. w Bydgoszczy i tam okazał się wspaniałym oficerem!
Szczególny nacisk kładziono na wychowywanie ułanów w duchu tzw. patriotyzmu pułkowego. Przytoczę tu fragment wspomnień ppor. Antoniego Linettey'a o zachowaniu się jednego z ułanów 16 Pułku Ułanów Wielkopolskich w czasie walk z Niemcami na Pomorzu, we wrześniu 1939 roku.
4 września, po bitwie pod Grupą, nie znany z nazwiska ulan 16 PU przebił się konno na tyły wojsk niemieckich. Tam natknął się na pododdział niemieckiej piechoty, pod dowództwem lejtnanta, który obsadzał rów znajdujący się na drodze jazdy ułana. W rowie tym znajdowali się wzięci do niewoli żołnierze polscy, a wśród nich por. Jerzy Handke, który fakt ten później opowiedział.
Ułan ten w jednej sekundzie zdarł konia w lewo, spiął go ostrogami, wyciągnął szablę z pochwy i z krzykiem: ,,Wy cholery, psiakrew!" sam zaszarżowal Niemców. Lejtnant widząc, że najbliższy żołnierz składa się do strzału z karabinu do szarżującego, krzyknął: „Nicht schiessen!" i równocześnie podbił lufę karabinu tak, że na szczęście pocisk poszedł w powietrze. W następnej chwili koń ułana wpadł w zasieki, zrolował, a jeździec wyleciał z siodła i łukiem wylądował w rowie strzeleckim, gdzie został obezwładniony i dostał się do niewoli.
Pułk związał się braterstwem broni z l Pułkiem Huzarów Estońskich. Po wymienieniu się odznakami, na wszystkie święta pułkowe przyjeżdżały do Bydgoszczy delegacje huzarów. Pułk dla przeprowadzenia ćwiczeń, wystawiał szwadrony do dyspozycji Szkoły Podchorążych dla Podoficerów. W czasie ćwiczeń, dowódcami sekcji, plutonów i szwadronów byli podchorążowie I, II i III rocznika szkoły.
W pułku panowała koleżeńskość pomiędzy przełożonymi a podwładnymi, która niekiedy wzbudzała zastrzeżenia w wyższym dowództwie.
Opowiadał mi jeden z oficerów pułku, że na początku lat trzydziestych, po manewrach, w których poza jednostkami kawalerii brały również udział inne rodzaje broni, odbyło się spotkanie z dowódcami. Generał, wywodzący się z piechoty, podsumowując wyniki ćwiczeń, zwrócił uwagę dowódcy pułku na zbyt delikatne, jego zdaniem, wydawanie rozkazów swoim podwładnym. Pułkownik zbyt często używał słowa proszę. Po prostu za grzecznie wydawał polecenia.
Generał nie pochwalił natomiast pułkownika za to, że jego rozkazy były błyskawicznie i bezbłędnie przez podwładnych wykonywane.
W pułku przyjął się zwyczaj, że w czasie oficjalnych spotkań w kasynie oficerskim (w dniu święta pułkowego i przy innych okazjach) pierwszy toast pity był winem za pułk. Przy wznoszeniu tego toastu wszyscy uczestnicy spotkania trzymali swoje kieliszki (napełnione) na wysokości lewego oka.