Strona 1 z 1

Henryk Brzezowski

PostNapisane: 2 sie 2011, o 22:40
przez Staszek
Posłowie do "Ostatniej Kampanii Konnej" Kornela Krzeczunowicza
"Uważny czytelnik niewątpliwie spostrzegł, że jednym z czołowych bohaterów tej książki jest płk. Henryk Brzezowski, bezpośredni przełożony autora, jego dowódca pułku, a następnie brygady; dowódca zawsze obecny na froncie od pierwszego do ostatniego dnia kampanii, który często samodzielną decyzją uzyskuje powodzenie lub odwrócenie grożącej klęski. Dlatego należy na zakończenie tej książki bardziej szczegółowo o nim wspomnieć. Jeżeli autor może za wiele pisał w pierwszej osobie, czynił to wyłącznie celem bardxziej bezpośredniego malowania przed oczyma czytelnika podziwianych krajobrazów, przeżywanych działań i widoków batalistycznych tej wyjątkowej kampanii, przenoszącej nas, aktorów i Was czytelników do XVII wieku, do przeżycia "Ogniwm i Mieczem" na jawie w XX wieku. Nigdy mu przez myśl nie przeszło pisać o sobie, a jedyny swój wyjątkowy czyn, uratowanie się od śmierci lub gorszej od śmierci niewoli pod wieczór bitwy pod Kilikijowem (28.6.1920), skłonny jest raczej przypisać cudowi niż własnej zręczności.
Henryk Brzezowski był nie tylko moim przełożonym i wychowawcą w tajnikach dowodzenia szwadronem - mam na myśli nie służbę polową, którą kochałem i na wskroś pojąłem po pięcioletniej praktyce na froncie (od wiosny 1915 roku), lecz znienawidzone przeze mnie sprawy administracyjne i porządkowe, słowem całą rutyną służby wewnętrznej czasów pokojowych, której nie mogłem uniknąć ze względu na osobistą odpowiedzialność pieniężną, ciążącą na barkach dowódcy pododdziału. Bardziej jeszcze był mi Henryk osobistym przyjacielem, i to od pierwszego spotkania się w kadrze pułku w Rakowicach pod Krakowej z końcem marca 1919, gdy po moim przybyciu z frontu lwowskiego, jako zastępca dowódcy pułku zaprowadził mnie do kancelarii 4 szwadronu, którego dowództwo miałem objąć. Był to pieszy szwadron ze stu "zielonych" rekrutów złożony i jeszcze nie umundurowany - który miałem za cztery tygodnie wyprowadzić na front. Od razu odczułem ojcowskie nastawienie Henryka w jego dobrych radach i w osłodzeniu mojego losu przez wyszukanie dla mnie doskonałego wierzchowca spośród czteroletnich remont przybyłych ze stadniny państwowej z Kleczy Dolnej (pow. Wadowice). Był nim piękny deresz "Alarm", którego sam ujeździłem i który towarzyszył mi nieprzerwanie aż do ciężkiego zranienia pod Komarowem. Henryk przede wszystkim uczył osobistym przykładem bezwzględnej lojalności tak wobec przełożonych , jak i podwładnych (obok samo przez się zrozumiałej - wobec kolegów), najważniejszej cnoty żołnierskiej, bez której nie może być dobrego wojska, zdolnego do poświęcenia jednego za wszystkich i wszystkich za jednego.
Gdy Henryk dołączył do pułku na froncie, w październiku 1919, mój szwadron już siedział na dobrych, zdobycznych koniach. W styczniu 1920 miał Henryk pierwszą okazję okazania nam swoich zdolności dowódczych. Poprowadził nas na daleki zagon od brzegów Słuczy do Żytomierza. Trzy dni i dwie noce działaliśmy w trudnym lesistym terenie, przy silnym mrozie, i mimo nieudania się zagonu, podziw ułanów na niezłomnego majora, dowodzącym pierwszym rzutem kombinowanej grupy, dla jego troskliwości o ludzi i konie, stworzył mocną więź wzajemnego zaufania i to pomimo przeżycia ogromnego zawodu, bo po przybyciu do Baraszówki 6 km od Żytomierza, i po wysadzeniu torów kolejowych na południe i północ od miasta, kazano nam zawrócić - i słusznie - aby nie narażać polskiej ludności Żytomierza na represje ze strony szalejącej w mieście "Czeki".
Trzy dni po opisanym zagonie był już Henryk dowódcą pułku. Płk. Kiciński awansował na zastępcę generalnego inspektora kawalerii. Wiele zyskaliśmy na tej zmianie przed wielką kampanią, której niezwykłości nikt wówczas nie mógł przewidzieć. Otrzymaliśmy dowódcę o ojcowskim nastawieniu, niezwykłej wytrzymałości i długoletniej praktyce wojennej, pod każdym względem zdolnego do przeżycia ciężkich czasów, jakie nas czekały, których wielki gentleman a zarazem wybuchowy rygorysta i wiekiem znacznie starszy płk. Kiciński nie byłby przetrwał.
Kimże był ów cichy i przyjacielski, nowy przełożony, o którym w roku 1919 wiedzieliśmy tylko tyle, że zdobył 64 pierwszych nagród na zawodach konnych i biegach z płotami, a rok później miał urość na naszych oczach na miarę nawet bohatera narodowego? Aby nie być posądzonym o przesadę, wspomnę, że na równi z nim najlepsze imię wśród podwładnych zachowali spośród wyższych dowódców bezspośrednio żołnierzowi znanych, tylko płk. Konstanty Plisowski, d-ca 4, później 6 brygady i w późniejszej fazie działań, płk. Juliusz Rómmel, któy w najcięższych dniach kampanii osobistym przykładem odwagi i spokoju spajał w sprawną całość swoją nową dywizję.
Henryk urodził się....CDN